czwartek, 18 lipca 2013

Perwersja pierwsza.

Budzi się w zupełnie obcym łóżku, w zupełnie obcym mieszkaniu, koło zupełnie obcego faceta z ogromnym kacem. Po cichu podnosi się i siada delikatnie na brzegu łóżka nie chcąc budzić nieznajomego. Zbiera swoje porozrzucane ubrania i na palcach opuszcza pokój. W ekspresowym tempie przyodziewa swoje wczorajsze ubranie i w pośpiechu opuszcza nieznane mieszkanie. W truchcie opuszcza osiedle i kieruje się w kierunku osiedla Chojny gdzie pomieszkuje. Nerwowo szuka kluczy od mieszkania. Po kilka minutach przeszukiwania i wysypania całej zawartości brunatnej torby znajduje to czego szukała. Wsadza klucz do zamka, przekręca i otwiera drzwi. Rzuca torbę w kąt i od razu kieruje się do łazienki. Odkręca kurek z zimną wodą. Przemywa twarz. Spogląda w lustro. Wygląda jak siedem nieszczęść po upojnej nocy z nieznajomym. Włosy ,których każdy  kosmyk wychodzi w różne strony, rozmazany makijaż i podkrążone oczy i blada cera to tylko kilka oznak upojenia alkoholem. Robi to już tak często ,że jej organizm przywykł do tego na tyle ,że nawet nie odczuwa większych skutków kaca. Może i chodzi trochę struta, ale nic poza tym. Bierze długą, orzeźwiającą kąpiel chcąc zmyć z siebie wydarzenia poprzedniej nocy. Po spuszczeniu wody i okryciu ciałem puchowym ręcznikiem wędruje do sypialni po jakieś sensowne ubranie. Jej wybór pada brzoskwiniowe rurki i biały luźny t-shirt. Z powrotem wędruje ku łazience. Wkłada ówcześnie wybrany zestaw. Doprowadza do normalnego stanu niesforne włosy zaplatając je w luźnego warkocza. Wędruje ku kuchni i przeszukuje szafki w celu znalezienia czegoś nadającego się do spożycia i czegoś co nie wywoła u niej odruchu wymiotnego. Wygrzebuje jakieś musli ,których daty ważności nie do końca jest pewna, wsypuje je do miski i zalewa zimnym mlekiem. Usadawia się wygodnie na krześle i w spokoju przeżuwa każdy kolejny kęs. Choć jedzenie jest dla niej katorgą wmusza w siebie wszystko po czym dokładnie myje miskę i odkłada na suszarkę. Spogląda na zegarek. Widnieje na nim godzina jedenasta z minutami. Choć nie wygląda za apetycznie zaczyna zbierać się na zajęcia. Wrzuca do torby charakterystyczne limonkowe nike, śnieżnobiałe niegdyś ochraniacze, spodenki w kolorze czarnym i pierwszą lepszą treningową koszulkę. Nie zmierza w tym stanie siadać za kółko, więc wychodzi wcześniej by zdążyć na trening. Choć po drodze miała co najmniej kilka razy ochotę zwrócić całą zawartość żołądka dzielnie kroczy ku hali. Kilka minut przed dwunastą do jej nozdrzy uderza charakterystyczny zapach hali, spoconych sportowców i dźwięk odbijanych piłek o parkiet. Wchodzi do szatni numer sto osiemnaście należącej do łódzkich siatkarek. Wita mniej lub bardziej szczerym uśmiechem każdą z nich i zajmuje swoje stałe miejsce tuż obok Agaty. 
 -Słabo wyglądasz duża.-mówi szatynka ściszając ton głosu jej twoją bladą twarz
 -Tak też się czuję.-odpowiada zmieniając swoje cywilne ubranie na 'robocze'
 -Mówiłam ci żebyś nie przesadzała.
 -Trzeba było mnie stamtąd wyciągnąć siłą.-odfukała mając jej trochę za złe ,że pozwoliła jej na coś takiego.
 -Myślisz ,że nie próbowałam? Mimo wszystko jesteś ode mnie wyższa i masz więcej pary i do tego jesteś okropnie uparta, nawet jak jesteś zdrowo nawalona.
 -Ja pierdziele, nigdy więcej.-wstaje ocucając się i za chwilę obydwie opuszczają swoją szatnie i wchodzą na salę. Trening kończą siatkarze Skry. Siadają na parkiecie i zaczynają stretching. Siedzi tuż obok Agaty i obydwie przyglądają się siatkarzom w całej okazałości obgadując przy tym każdy najdrobniejszy szczegół ich budowy. Zawsze fascynowali ją sportowcy, z resztą nie tylko ją. Pół drużyny wzdychało do niejakiego Bartosza Kurka, a drugie pół do Michała Winiarskiego. Według niej i owszem, byli przystojni, ale specjalnie jej nie zachwycali. Ostatnimi czasy mężczyźni w ogóle jej nie interesowali. Miała całą tą nację za skończonych idiotów i bandę niewyżytych dupków mających tylko jedno w głowie. Może i miała nieco feministyczne zapędy, ale jakoś specjalnie jej to nie przeszkadzało. Nie zamierzała się dać zdominować przez żadnego faceta, ani stać się jego niewolnikiem. Za dużo straciła życia na jednego cholernego kretyna ,który ją najzwyczajniej w świecie wykorzystał i defacto przez niego ma odrazę do gatunku męskiego. Jak oni łamią serca kobietom i w tym jej, tak ona masz teraz nieodpartą ochotę pobawić się ich kosztem tak jak oni robią to płci pięknej. 
 -Numer sześć.-chichoczę jej do ucha Agata 
 -Co sześć?-mruży oczy
 -Pożera cię wzrokiem.-nieprzerwanie chichocze
 -Sądzę ,że raczej patrzy na ciebie mała.-odpowiada przyjaciółce próbując odnaleźć pana z numerem sześć.
 -Mhm. Zaraz się przekonamy.-odparła po czym wstała i oddaliła się od blondynki na parę kroków. Po kilku minutach wróciła powtórnie w to samo miejsce.
 -Wygrałam.-rzuciła w geście triumfu. Nie robiła z tego większej hecy. Nie specjalnie zrobiło to na niej wrażenie. Było jej zupełnie obojętne czy ktoś patrzy na nią, jej biust czy tyłek. Miała to głęboko gdzieś. Tak samo jak gdzieś miała jego zainteresowanie. 
Po dwu godzinnym intensywnym wysiłku fizycznym schodzi zmordowana do szatni jak jedna z ostatnich. Niemiłosiernie się w niej gramoli. Jako ostatnia wchodzi pod prysznic, jak ostatnia stamtąd wychodzi, jako ostatnia opuszcza szatnię. Spokojnym krokiem opuszcza dobrze znaną halę.
 -My się chyba znamy.-słyszy za swoimi plecami i momentalnie się odwraca. 
 -No chyba nie.-odpowiada blondynka dość ironicznie
 -Byłaś wczoraj w Sixie.-dodaje
 -Może byłam, może nie.
 -Kobaltowa sukienka?
 -Do czego zmierzasz przepraszam?-pyta podirytowana
 -Szybko uciekłaś.-odpowiada z perfidnym uśmieszkiem na twarzy
 -Chyba ci się coś poprzewracało w tym gwiazdorskim łbie.-odpiera po czym odwraca się na pięcie i idzie przed siebie.
 -Wczoraj nie narzekałaś.-dobiega ją, jego wyraźnie zadowolony głos
 -Palant.-odpowiada pod nosem i nieustanie zmierza przed siebie. Nim się spostrzega jest już w domu. Ogarnia mieszkanie będące w opłakanym stanie i po pół godziny niemalże lśni z czystości. Wieczorem siada na salonowej kanapie i zastanawia się czy aby na pewno to jest możliwe. W zasadzie nie wie co ją bardziej zszokowało, mężczyzna odróżniający odcień niebieskiego, czy fakt iż mogła przespać się z największą gwiazdą polskiego volleyballa. Wydaje jej się to jakimś pieprzonym absurdem, ale przecież skąd mógłby wiedzieć ,że tego dnia tam była? Chociaż równie dobrze mógł tam być i ją widzieć lecz nic poza tym. Nie wierzy mu. Choć nie pamięta zupełnie nic z dnia poprzedniego to po prostu mu nie wierzy i nie zamierza zaprzątać sobie głowy tym wszystkim. Za chwilę opuszcza swoje lokum i robi zakupy w osiedlowym spożywczaku żeby nie widzieć bynajmniej przez jakiś czas światła w lodówce. Obładowana zakupami wraca do swojego mieszkania. Rozpakowuje wszelakie zakupy po czym przyrządza sobie spaghetti. W zupełnym spokoju pochłania kolejne porcje oglądając przy tym denne seriale. Za kilka chwil jej błogi spokój przerywa energiczne pukanie do drzwi. Nie śpieszy się z ich otwarciem. Kiedy to robi do jej przedpokoju wchodzi szatynka.
 -Ale mam dla ciebie newsa.-mówi uradowana
 -Aga, jeśli jakiś siatkarz zaprosił cię na kolację to mogłaś oświadczyć mi to przez telefon.
 -Przeszkadzam ci? Pewnie nie, więc bynajmniej nie będziesz oglądać durnowatych seriali.-odpowiada kąśliwie- Ale i owszem chodzi o siatkarza.
 -Dżizas Aga...
 -I o ciebie!-dodaje radośnie 
 -Oszalałaś?-krzywi się
 -Może.-odpowiada- Pamiętasz, wczoraj w Sixie bajerował cię taki blondyn.
 -Czy pamiętam? Kurwa, no nie bardzo.-odpowiada z przekąsem
 -Wiedziałam ,że gościa skądś kojarzę tylko w moim stanie ciężko było ocenić kto to. Poszperałam i wiem kto to był.
 -Równie dobrze mógłby być to każdy inny mężczyzna.-dodaje
 -Mający ponad dwa metry wzrostu?-pyta ,a ona wzrusza nieprzejęta ramionami- Pan numer sześć, mów ci to coś?
 -Nie pamiętam tego, ani jego, więc bym się specjalnie nie ekscytowała.
 -No ,ale już wiemy dlaczego bynajmniej pożerał cię wczoraj wzrokiem.
 -Nie obchodzi mnie ani on, ani inna pieprzona gwiazda siatkówki.-odpowiada.
Przyjaciółka nie podziela jej niewzruszonej obojętności. Wręcz przeciwnie. Siedzi obok niej i gada jak nakręcona o tym ,że osobniku. Szlag ją trafia słuchając wszystkich jej dzikich westchnień w jego kierunku, ale siedzi cicho z nadzieją ,że w końcu zauważy ,że zupełnie jej to nie interesuje. Jak na złość z minuty na minutę nakręca się jeszcze bardziej. Ma ochotę szczerze jej przyłożyć. Choć jest jej przyjaciółką w tej chwili ma jej serdecznie dosyć. Przez jej blisko godzinny monolog dowiaduje się chcąc nie chcąc masy rzeczy na temat przyjmującego. Nie wie skąd Agata ma takie szczegółowe informacje, ani dlaczego jej to wszystko mówi.
 -Na jaką cholerę mi to mówisz?-przerywa jej
 -Nie mów ,że on ci się nie podoba?
 -No właśnie nie specjalnie.-odpowiada i za chwilę obserwuje jak niemalże jej gałki oczne opuszczają oczodół. -Jak chcesz weź go sobie. Mam to daleko gdzieś.
Za jakieś pół godziny w dalszym ciągu będąc w głębokim szoku szatynka opuszcza jej mieszkanie. Ona wkłada na siebie strój do biegania i udaje się na co wieczorną przebieżkę. Biega przy akompaniamencie Kings of Leon, Dżemu i Red Hot Chili Peppers. Zdyszana przystaje przy mostku. Opiera się o jego barierki ciężko dysząc. Dla samej siebie wydaje się być jakimś absurdem i dziwnym wynaturzeniem. Młoda, atrakcyjna kobieta z masą wielbicieli przebiera w nich jak w przedmiotach, zabawia się nimi po czym perfidnie rzuca. Zastanawia się kiedy właściwie stałaś się taką feministyczną, oschłą suką. A już wie. W dniu kiedy jej ojciec zostawił twoją matkę. W dniu kiedy na zawsze stracił w jej oczach. Zrobił to równo dziesięć lat temu. Był zupełnym ignorantem. W życiu nie doświadczyła z jego strony ojcowskiej miłości. Zawsze najważniejsza była praca. W życiu nie usłyszała od niech pochwały. W życiu nie widziała z jego strony gestu ,który mógłby wskazywać na jakiekolwiek rodzicielskie uczucie. W życiu nie czuła ,że ma ojca. Nigdy nie było go w domu. A gdy już był kazał sobie usługiwać jak największemu władcy. Przez czternaście lat swojego życie nie widziała czułego gestu swojego ojca w stosunku do matki. Gdy ona robiła wszystko by ojciec był z niej dumny, najpierw pokochała znienawidzoną przez siebie z jego powodu dyscyplinę, potem gdy osiągała wszelkie sukcesy byle w końcu ją zauważył on wysilał się na szorstkie 'brawo' po czym wracał do pracy. Miał ją i jej matką głęboko w dupie. Pewnego dnia po prostu je zostawił. Zażądał rozwodu. Matka mimo wylanego morza łez zgodziła się. Nigdy już nie była z żadnym mężczyzną. Dalej kochała tego skończonego dupka jakim okazał się być jej ojciec. A co zrobił on? Po raz drugi się ożenił. Ma syna. Piętnaście lat młodszego niż ona. W każdym wywiadzie podkreśla swoją wielką miłość i przywiązanie do instytucji jaką jest rodzina, a ona za każdym razem gdy to widzi masz ochotę go rozszarpać. Szczerz go nie nienawidzi. Nienawidzi do tego stopnia ,że gdy nawet widzi go na łódzkich ulicach nie odzywa się ani słowem. Zmieniła nazwisko na panieńskie matki gdy ta dalej trwa przy jego parszywym. Brzydzi się nim. Ma ochotę zwymiotować gdy mijasz go na sali. Zaśmiała mu się prosto w twarz gdy ten nagle po dwudziestu czterech latach chciał z nią porozmawiać. Zwyzywała go od najgorszych gnoi. Wie ,że mu się należało. Należało mu się za te wszystkie krzywdy, za to co zrobił  matce i jej samej. Nigdy nie miała ojca i mieć nie będzie. Nie ma kogoś takiego w jej życiu. To przez niego ma pewną odrazę do rasy męskiej. To przez niego nie jest w stanie uwierzyć w prawdziwą miłość. To przez niego nie wierzy, że na tym świecie są jeszcze godni uwagi mężczyźni. Nie wierzy w żadną wielką miłość. Takie zdarzają się według niej tylko w książkach i dennych amerykańskich filmach. Dla niej nie ma happy endu. Dla niej nie ma księcia na białym koniu. Pojęcie 'miłość' w jej słowniku nie figuruje w ogóle. Z pozoru wydawać by się mogło sympatycznie wyglądająca, zgrabna blondynka to tak naprawdę przykrywka dla femme fatale łamiącej męskie serca. Nigdy nie kochała, nie kocha i nigdy nie pokocha. Nie wierzy ,że znajdzie ktoś kto poskromi nieposkromioną i niezdobytą. Nie wierzy ,że kiedykolwiek będzie szczęśliwa z osobnikiem płci męskiej. Nie wierzy by znalazł się taki ,który zmieniłby jej światopogląd w tej sprawie. Nie wierzy ,że znajdzie się ktoś taki z kim zechce się zestarzeć, z kim będzie chciała mieć rodzinę. Po tym wszystkim nie wierzy w intencje żadnego z nich i raczej nie uwierzy. Chyba ,że nieoczekiwanie na jej drodze pojawi się ktoś kogo zupełnie by się nie spodziewała. Ktoś kto wywróci jej świat do góry nogami...

____________________________________________________________
Następne będą już długości nieco innej to pewna. Ten nieco krótszy bo drugi w tym tygodniu. Na razie musicie zadowolić się rozdziałem raz na tydzień, jak zakończę jedno z moich pozostałych opowiadań wtedy na pewno będzie pojawiać się częściej. 
Dziękuję za taką ilość komentarzy pod prologiem, jestem mile zaskoczona :)
Pozdrawiam.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Perwersja zerowa.

Co to znaczy naprawdę kochać?
Blondynka rozmyśla o tym znowu, siedząc w domu na kanapie oglądając mecz i obserwując go zupełnie pochłoniętego meczem. Na chwilę wraca pamięcią do wspólnie spędzonych wieczorów ,które teraz wydają ci się snem i mimowolnie się uśmiecha choć wie ,że to już nigdy nie wróci.
Prawdziwa miłość oznacza ,że na szczęściu drugiego człowieka zależy ci bardziej, niż na własnym bez względu na to, przed jak bolesnymi wyborami stajemy.  Chcemy dla ukochanej osoby jak najlepiej choć czasem sprawia nam to ogrom bólu. I to właśnie zrobiła ona. Pozwoliła mu odejść. Pozwoliła mu być szczęśliwym choć sama umierała i zdaje się w dalszym ciągu umiera z tęsknoty i bólu to po prostu mu pozwoliła. Zrobienie tego nie było dla niej łatwe. Wiedzie teraz życie z uczuciem, że czegoś w nim brakuje, właściwie kogoś, że musi coś zrobić by je wypełnić. Zdaje sobie sprawę, że jej uczucie do niego nigdy się nie zmieni i ,że zawsze będzie rozmyślać o wyborze jakiego dokonała. I czasami wbrew samej sobie, zastanawia się, czy on czuje tak samo. 
Co wieczór patrzy w księżyc. Co wieczór wracają wspomnienia. Zawsze tak jest. Wstrzymuje oddech, gdy księżyc zaczyna zmierzać wyraźnie ku górze, a jego mleczna poświata obmalowuje horyzont, a drzewa za oknem mienią się płynnym srebrem. Wtedy wszystkie magiczne chwile powracają. Wszystkie dobre jak i te gorsze. Wracają wspomnienia z tych kilkunastu miesięcy, które były najlepszymi w jej życiu. Zostały one brutalnie zakończone w dalszym ciągu z nieznanego jej bliżej powodu. Chociaż domyśla się powodu. Blondwłosego powodu nie dającemu mu o sobie zapomnieć. Po prostu ją zostawił zabijając ją wewnętrznie. Choć fizycznie egzystowała nie najgorzej tak psychicznie była zupełnym wrakiem człowieka. Była tylko jedna rzecz, a właściwie jedna osoba nie pozwalająca jej zwariować z tego wszystkiego. I nie był to on. Choć po części można powiedzieć ,że on też ma w tym swój nie mały udział. Było to i w dalszym ciągu jest jej ogromne szczęście. Szczęście przez które nie może zapomnieć o nim. Bo gdy co dzień spogląda na małą niebieskooką kruszynkę nie sposób jej o nim nie pamiętać. Bo gdy wydawało się jej ,że wychodzi na prostą, gdy myślała ,że wreszcie uda jej się zapomnieć o nim dowiedziała się ,że nosi w sobie małe, bezbronne stworzonko, które jak się okazało było zupełne kopią jego. Stworzonko co dzień potęgujące ból przypominając jej go. Stworzonko będące jej oczkiem w głowie. Stworzonko będące jej całym światem. Zmienianie pieluch, karmienie, zabawa, nocne wstawanie, spacerki stały się jej codziennością. Choć wywróciło ono jej świat nie mniej niż jego ojciec pokochała je z całego serca. Pokochała nie mniej niż jego. 
Za każdym razem gdy oglądała mecz z jego udziałem zastanawiała się jakby wyglądało jej życie gdyby nie odszedł, jakby wyglądało jej życie gdyby wtedy powiedziała mu ,że nosi pod sercem jego dziecko, jakby wyglądało jej życie gdyby wiedział jak bardzo za nim tęskni, gdyby wiedział jak bardzo kocha. Za każdym razem zastanawia się, czy przez te kilkanaście miesięcy tylko udawał ,że ją kocha, kłamał mówiąc jak bardzo ważna dla niego jest, kłamał zapewniając o swoim wielki uczucie względem blondynki. 
Pomyliła się co do niego. I to bardzo. Kiedy myślała ,że spotkała wreszcie kogoś wyjątkowego on okazał się kolejny dupkiem na jej drodze. Kiedy zaczęła łączyć ich co raz to mocniejsza więź , kiedy wydawać się mogło ,że są we dwoje szczęśliwi on to zakończył. Po prostu, bez zbędnych skrupułów. Powiedział dość. Zabolało? Okrutnie. Poczuła wtedy jak jej serce rozpada się na miliony małych kawałków. Poczuła ogromny cios jaki jej zadał. Zabił ją. Zabił jej uczucia. Zniszczył ją. 
Kiedy ona nie radziła sobie z życiem, miała ochotę ze sobą skończyć on w najlepsze zabawiał się jej kosztem. Zadawał jej co raz to większe ciosy. Dźgał niemiłosiernie mocno, prosto w jej dziurawe serce. Dźgał do tego stopnia ,że znów stała się nieczułą, egoistyczną femme fatale nienawidzącą rasy męskiej. Na początku sprawił ,że z niepokornej i zimnej suki stała się pogodną, czułą i pełną ciepła osoba. A potem? Gówno z tego wyszło. Znów była oziębła, znów była niepokorna, znów była dawną sobą. Znów nienawidziła. Ale najbardziej jego. Nienawidziła ,a zarazem kochała. Absurd. Taki sam absurd jak jej całe życie. Jak to się stało ,że bezuczuciowa, wredna femme fatale zakochała się? Jak to się stało ,że choć zarzekała się ,że nigdy się nie zakocha, zrobiła to? Jak to się stało ,że osoby o dwóch odmiennych charakterach będące jak ogień i woda były przez moment spójną całością? W dalszym ciągu ona sama zadaje sobie to pytanie. W dalszym ciągu na jego widok zaczyna boleć ją serce, ma ochotę się rozpłakać. Zupełnie tak samo jak robiła to po rozstaniu. Potrafiła płakać całymi nocami. Była wrakiem człowieka. A wszystko przez niego. Najpierw zamienił jej szare życie bez uczuć w bajkę, a potem szybko sprowadził ją do stanu poprzedniego. Minęło już tyle czasu, a ona w dalszym ciągu ma w głowie jedno jakże błahe pytanie: Dlaczego? Dlaczego to zrobił? Dlaczego zasłonił się problemami ,które wcześniej nimi nie były? Dlaczego najpierw rozkochał w sobie, a potem zniszczył kilkoma słowami? Dlaczego?
Nie miała odwagi by go o to spytać. Nie miała odwagi by powiedzieć mu o kruszynce. Nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy. Nie miała odwagi by rozmawiać z nim twarzą w twarz. Nie miała odwagi na nic. Po tylu miesiącach nie zamieniła z nim ani słowa. Bo gdy po miesiącu od ich rozstania dowiedziała się o małym stworzonku noszonym pod swoim sercem i gdy zebrała się na odwagę by mu to powiedzieć nacisnęła zieloną słuchawkę i gdy usłyszała znienawidzony głos rozłączyła się. Usunęła jego numer ze spisu kontaktów, wyjechała. 
Sama ledwo orientuje się w swoim życiu, które już od samego początku jest pogmatwane. Od najmłodszych lat nie miała lekko. Zawsze miała pod górkę. Odkąd pamiętała. Ale wszystko po kolei. Zacznijmy od początku. Od samego. Zacznijmy od tego jak losy ognia jakim była splotły się z losem wody jaką był on. Zacznijmy od tego jak spotkali się po raz pierwszy, jak wyglądała ich pierwsza rozmowa, jak wyglądało pierwsze spotkanie, pierwszy uśmiech, pierwsze schadzki, pierwsze czułości. Jak wyglądało to wszystko. Jak to stało się ,że niepokorna, nieposkromiona, feministka i femme fatale wpadał po uszy. Zacznijmy historię niezwykłej miłości jaka połączyła tą dwójkę, zacznijmy historię miłości brutalnie zdeptanej i przerwanej. 
Zacznijmy historię od jej korzeni ,aż po jej czubek..
__________________________________________________
Tak moje kochane, mamy prolog. Może nie jest on dużych rozmiarów, aczkolwiek spokojnie, rozdziały będą długie. Będzie to najbardziej porąbana historia z moich wszystkich, choć może prolog na to nie wskazuje. Bohaterów znacie. Zalążek historii też już macie. Więc teraz zapraszam na wspólną podróż przez bliżej nie określoną liczbę perwersji czasem nie do końca nimi będącymi. Zapraszam na historię nieco inną od tych ,które dotychczas pisałam. Do pewnego momentu będzie ona retrospekcją bohaterki, dopiero pod koniec wydarzenia będą pojawiały się na bieżąco.
Co do częstotliwości dodawania rozdziałów. Na chwilę obecną będą one się pojawiać raz w tygodniu w czwartki jednak zastrzegam sobie możliwość pojawiania się w inny dzień ,ale o tym Was poinformuję. 
Nie wiem czym aby na pewno to będzie dało się czytać, ale daje po prostu upust swojej nagromadzonej wenie. Jak to wyjdzie, okaże się w praniu. Mam nadzieję jednak ,że znajdą się ze dwie osoby ,które zechcą czytać tą historię.
Jako ,że to prolog, rozdział pierwszy w czwartek. 
Ściskam, wingspiker.