piątek, 13 września 2013

Perwersja dziesiąta- ostatnia.

Jak wygląda świat, kiedy życie staje się tęsknotą? Wygląda papierowo, kruszy się w palcach, rozpada. Każdy najmniejszy ruch przygląda się sobie, każda myśl przygląda się sobie, każde uczucie zaczyna się i nie kończy. I w końcu sam przedmiot tęsknoty robi się papierowy i nierzeczywisty. Tylko tęsknienie jest prawdziwe, uzależnia. Być tam, gdzie się nie jest, mieć to, czego się nie posiada, dotykać kogoś, kto nie istnieje. Ten stan ma naturę falującą i sprzeczną. Jest kwintesencją życia i jest przeciwko niemu. Przenika przez skórę do mięśni aż po nasady kości. Nie ma od niego żadnej ucieczki. Trzeba by było uciec poza własne ciało, a nawet poza siebie. Dniami było to męczące, ale wieczorami było nie do zniesienia. Wieczorami to wszystko wracało do niej ze zdwojoną siła. Wieczorami wszystko wracało do formy sprzed kilku miesięcy. Wieczorami znowu potrafiła wylać zupełne morze łez. Miała chwile zwątpienia. Momentami płakała z bezradności. Momentami nie dawał sobie rady i miała już dość tego wszystkiego. Jednak miała wokół siebie osoby ,które jej na to nie pozwoliły. Miała przy sobie osoby ,które jeszcze trzymały ją w pionie. Kiedy zdawało jej się ,że już stoi stabilnie o własnych siłach, znów upadała widząc co rusz jakąś nowinkę na temat związku tego o którym tak bardzo pragnęła zapomnieć. Bolało, jak cholera. Zadawał jej niewyobrażalne ciosy w dziurawe serce, właśnie takimi rzeczami. Bolało ją jego szczęście. Bolało ,że wmawiał jej fałszywą miłość ,a potem tak po prostu, bez słowa wyjaśnienia odszedł. Choć minął już ponad rok ona dalej nie potrafiła się z tym wszystkim pogodzić. Choć starała się jak mogła, nie potrafiła o nim zapomnieć. Mogłaby zupełnie odciąć się od tego świata, nie czytać żadnych wiadomości, ale ilekroć spojrzała by na swoją kruszynkę to wszystko by wracało. Ilekroć nie patrzyłaby na małego, tylekroć miała przed oczami jego cudowny uśmiech. Uśmiech ,którym obdarzał ją niemal codziennie. Uśmiech ,którego nie potrafiła za nic w świecie nienawidzić. Bo po kilku minutach nienawiści powracała okropna tęsknota. Tęsknota za smakiem jego ust. Tęsknota za jego ciepłem. Tęsknota za zapachem jego perfum. Tęsknota za jego bliskością. Tęsknota po prostu za nim.
Dni mijały, a ona mogła patrzeć jak Antoś rośnie z dnia na dzień. Jak co raz bardziej upodabnia się do niego. Jak staje się o wiele mniejszą kopią swojego ojca. Mogła patrzeć na swoje największe szczęście jakim bezsprzecznie był ten mały człowieczek ,który wprowadził tak wiele rewolucji w jej życiu. Człowieczek ,który sprawił ,że znów potrafiła szczerze się uśmiechać. Człowieczek ,którego pokochała nie mniej niż jego. Człowieczek ,który z dnia na dzień stał się jej całym światem. Był jej niewyobrażalnym szczęściem i nie wyobrażała sobie życia bez niego. Choć maluch dawał jej ogrom radości cały czas odczuwała wielką wyrwę w sercu jaka po sobie pozostawił niebieskooki. Choćby starała się być szczęśliwa z kimś innym ponownie się zakochać to nie potrafiła. Bo gdy już pojawiał się jakiś kandydat albo uciekał spłoszony informacją o dziecku, albo zarzucał jej brak zaangażowania. Nie potrafiła żyć z nikim innym. Zaniechała nawet tej chęci. Chciała być po prostu jak najlepszą matką dla Antosia. Chciała być z jedynym mężczyzną życia jakim był z pewnością maluch. Ogromnie pomagała jej matka, a także jej partner oraz co dziwne od czasu do czasu druga z babć. Po kilku tygodniach od porodu wróciła do jakiejkolwiek aktywności fizycznej. A już po dwóch miesiącach powoli wdrażała się w trening we wrocławskim klubie. Ba, pracowała na tyle ciężko na własną formą, że udało jej się przebić do meczowej dwunastki na najważniejsze mecze w sezonie, a także pomóc drużynie w walce o medale na tyle ile potrafiła. Może nie była w wyśmienitej dyspozycji, ale była w stanie wraz z drużyną zdobyć srebrny medal co nie uszło uwadze trenera ,który zaprosił ją na zgrupowanie reprezentacji.
 -Rośniesz jak na drożdżach szkrabie.-uśmiecha się Iwona spotykając blondynkę na spacerze z maluchem
 -To fakt, wyrasta z ubrań w ekspresowym tempie.-uśmiecha się
 -Co się dziwić, po kimś to w końcu mas.-odpowiada
Przez kilka dobrych minut przeprowadziły mniej lub bardziej sensowną rozmowę w której jak zwykle głównym tematem był niebieskooki maluch wiercący się w wózku. Po pożegnaniu z kobietą zmierzała spokojnie w kierunku swojego osiedle gdy nagle usłyszała czyjeś wołanie na dźwięk ,którego niemal natychmiastowo się odwróciła.
 -Kuba?-dziwi się
 -Ola, powiedz mi o co chodzi i proszę cię, nie szukaj wymówek.
 -Co mam ci powiedzieć?-rozkłada bezradnie ręce
 -To jest dziecko Bartka?-pyta spoglądając na nią jednak widząc brak reakcji z jej strony mówi- Powiedz Ola. To prawda? Gdyby tak nie było nie rozmawiałabyś z jego matką, mam rację?
 -Co ci mam powiedzieć Kuba? Powiedz, no co?
 -Powiedz tylko czy to prawda.
 -A jak myślisz?
 -Myślę ,że to jego dziecko. Nie mylę się?-pyta na co ona dość nieśmiało kręci głową- On o tym nie wie?
 -Skąd ma wiedzieć? Zostawił mnie, zabawił się mną kilka miesięcy, a potem zniknął.
 -Dlaczego mu nie powiedziałaś?
 -A dlaczego miałabym to zrobić? Ma swoje życie, nie zamierzałam mu tego niszczyć.
 -Mimo wszystko, sądzę ,że powinien wiedzieć.
 -To nie ty będziesz o tym decydował.-odpowiada po czym zamierza odejść
 -Powiem mu.
 -Ciekawo jak mu to udowodnisz, no jak?
 -Może to szantaż, ale wiem gdzie mieszkasz Oli.
 -Skąd?-dziwi się
 -Wynajmujesz mieszkanie od siostry Agi.-rzuca
 -Rób co chcesz, nie obchodzi mnie to.
 -Stój.-zatrzymuje ją- Nie powiem mu, ale ty to zrób.
 -Nie widzę sensu. On kogoś ma, z resztą nie obchodzi mnie już jego osoba.
 -Szkoda, bo jego twoja obchodzi jak najbardziej.
 -Kuba, daruj sobie, naprawdę. Cześć.-rzuca po czym odchodzi. Przez resztę wieczoru nie może wyrzucić z głowy słów atakującego. Nie może wyrzucić z głowy tej rozmowy. A zwłaszcza jego jednego zdania. Czy to możliwe by jemu dalej zależało? Nie odzywał się następne kilka miesięcy, to nie mogło być prawdą. Po prostu nie mogło. Przez następne kilka dni to wszystko nie dawało jej spokoju. Przez następne kilka dni myślała o nim jak szalona. Tęskniła za nim i kochała dalej jak szalona.
 -Niech zgadnę, dale o nim myślisz?
 -A czy da się zapomnieć o kimś kogo się kocha?-odpowiada
 -Za nic w świecie.
 -No właśnie.-wzdycha
 -Może to jakiś znak?
 -Co masz na myśli?-marszczy brwi
 -Może wreszcie powinnaś mu powiedzieć?
 -Nie mamo. On już ułożył sobie życia, ja powiedzmy ,że też i nie ma w nim miejsca dla niego.
 -Czy aby na pewno?-docieka
 -Nie chcę znów przez to przechodzić.
 -To twoje życie i ja za ciebie go nie przeżyję, ale proszę cię, zastanów się, miej na uwadze dobro nie tylko swoje ,ale też małego.
Nie byłą już ta beztroską dwudziestokilkolatką. Nie była już zdana na łaskę samej sobie. Nie mogła już myśleć egoistycznie. Chcąc nie chcąc nie mogła myśleć już tylko o sobie. Musiała mieć na uwadze przede wszystkim dobro swojego małego szkraba, nie swoje własne. Musiała się kierować tym co było najlepsze dla niego, a własne potrzeby zrzucić na dalszy plan. Była matką i musiała myśleć jak matka.
Dzień jak co dzień. Tradycyjnie wyskoczyła z małym na spacer na świeżym powietrzu. Zrobiła drobne zakupy do domu. Wstąpiła w odwiedziny do mamy po której prośbach zostawiła jej ukochanego wnuczka po jej opieką tym samym mając wolny wieczór. Pierwszy raz od bardzo dawna cisza roznosząca się po mieszkaniu aż dźwięczała jej w uszach. Panoszyła się po pustym mieszkaniu nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Zjadła po raz pierwszy od bardzo dawna porządną kolację. Pierwszy raz od bardzo dawna wzięła długą i aromatyczną kąpiel. Pierwszy raz od bardzo dawna się wyspała i zjadła śniadanie bez pośpieszającego ją do przyłączenia się do zabawy Antosia. Tuż przed południem odebrała go od babci i w okolicach wieczora ułożyła do snu. Siedziała jak niemal co wieczór przed ekranem telewizora wlepiając wzrok w jego ekran i z uwagą przysłuchując wiadomości ze świata. Błogiej chwili o dziwo nie przerwał jej płacz malucha, a dzwonek do drzwi.
 -Co ty tutaj robisz?-rzuca oszołomiona jego widokiem
 -Nie widać? Stoję i chcę porozmawiać.-odpowiada ze spokojem
 -Może ja nie chcę? Może nie mamy o czym?-rzuca po czym chce zamknąć drzwi jednak on jej to uniemożliwia po czym wślizguje się niezważając na jej protesty do mieszkania.
 -Wyjdź.-mówi podnosząc ton głosu blondynka
 -Nie wyjdę. Zbyt długo zajęło mi znalezienie cię żeby teraz tak po prosu odejść.
 -Chyba słabo szukałeś, skoro zajęło ci to ponad rok.-odpowiada z ironią
 -Daj mi się wytłumaczyć, błagam cię.
 -Nie chcę tego słuchać.
 -Ola błagam cię. Wiem ,że zachowałem się jak ostatni idiota, wiem ,że wszystko zniszczyłem. Wiem to doskonale. Żałuję ,że tak późno to zrozumiałem. Żałuj tego jak niczego innego na świecie. I wiem o wszystkim. Uwierz, gdybym wiedział ,że jesteś w ciąży, nie zrobiłbym tego.
 -Skąd taka pewność ,że jest twoje?-pyta
 -A nie jest?-patrz prosto w jej oczy na co ona odwraca wzrok
 -Kto się wygadał. Twoja matka czy Kuba?
 -Żadne z nich nie musiało tego robić.-odpowiada- Widziałem cię. Widziałem cię wczoraj w parku. Myślałem ,że mi się przywidziało. Myślałem ,że to może ktoś podobny do ciebie, ale ciebie nie mógłbym pomylić z nikim innym. Resztę historii skleili mi Kuba i moja matka. Proszę, ty musisz mnie wysłuchać.
 -Nic nie muszę.
 -Proszę.-mówi cicho- Przecież wiesz jak jest praktycznie nie mieć ojca Oli, błagam cię.
 -Zostać ojcem ,a nim być, to są dwie różne rzeczy.
 -I chcę nim być. Chcę to wszystko naprawić. Daj mi szansę chociaż to wszystko wytłumaczyć.
 -I co sobie myślisz? Myślisz ,że tak nagle ci wybaczę to wszystko i wpadnę ci w ramiona i wszystko będzie dobrze? Nie, nie będzie. Zachowałeś się jak ostatni dupek. Moje życie potem nie miało żadnego, większego sensu. Kiedy myślałam ,że wreszcie jakimś cudem udało mi się ciebie wyrzucić z głowy okazało się ,że jestem w ciąży. Byłam przerażona. Bałam się. Zostałam z tym wszystkim sama, a ty zabawiałeś się z jakąś blond cizią. Myślisz ,że jak ja się wtedy czułam? Wykorzystałeś mnie. Zabawiłeś się mną przez te kilka miesięcy, a kiedy ci się znudziłam zostawiłeś mnie i wziąłeś sobie następną. Najpierw rozkochałeś w sobie, a potem rzuciłeś jak ostatnią szmatę. Nienawidzę cię za to. Bardzo.-mówi ledwo powstrzymując łzy- Kiedy ty obracałeś swoją blond dziunię jak przechodziłam najgorszy koszmar z możliwych. Nawet nie wiesz ile mnie to wszystko kosztowało. Musiałam przerwać karierę. Musiałam znosić wszystko zupełnie sama, bez żadnego wsparcia. Nawet nie wiesz jak bardzo zazdrościłam kobietom ,które przychodziły ze swoimi mężami na wizyty kontrolne, a jeszcze bardziej gdy patrzyłam na szczęśliwe rodziny w szpitalu. Z pewnością gdyby nie wsparcie moich najbliższych chyba bym zwariowała. Zwariowałabym sama z tym wszystkim. Przez te wszystkie miesiące zastanawiałam się co zrobiłam nie tak. Zastanawiałam się co było przyczyną tego ,że tak po prostu mnie zostawiłeś? Zastanawiałam się po jaką cholerę tak bardzo na początku starałeś się o moją uwagę, rozkochałeś w sobie, zupełnie zmieniłeś, a potem nagle się znudziłeś? Byłam po prostu kolejną laską do zaliczenia? Powiedz, po prostu powiedz.
 -To nie tak, Oli zrozum. Byłaś dla mnie cholernie ważna, z resztą dalej jesteś!-przerywa jej- Byłaś zupełnie inna od wszystkich dziewczyn jakie dotąd spotkałem. Ty jako jedyna nie widziałaś we mnie wielkiego maczo, naczelnego przystojniaka kadry i nie wzdychałaś do mnie jak reszta. Ty jedyna nie byłaś nawet zainteresowana tym żeby na mnie spojrzeć. Tobie jedynej byłem obojętny. Miałaś w sobie coś takiego ,że nie potrafiłem oderwać od ciebie oczu. Z każdym kolejnym spotkaniem pragnąłem więcej i więcej. Poczułem do ciebie coś wyjątkowego, coś co zupełnie mnie przeraziło. Byłaś inna, ale przez to byłaś właśnie dla mnie tak bardzo wyjątkowa. Stałaś się dla mnie okropnie ważna. Nie potrafiłem już bez ciebie funkcjonować, a przynajmniej tak mi się wydawało. Każda spędzona z tobą chwila była dla mnie jedną z najlepszych w życiu. Uwielbiałem jak mi docinałaś. Jak się uroczo uśmiechałaś. Jak co ranek witałaś mnie pocałunkiem. Jak patrzyłaś na mnie. Uwielbiałem nawet nasze głupie kłótnie. Uwielbiałem jak się nieśmiało przytulałaś do mnie. Jak nieśmiało łapałaś mnie za rękę. Uwielbiałem patrzeć na ciebie gdy jeszcze słodko spałaś. Uwielbiałem być z tobą choć nie byłaś łatwą osobą jeśli chodzi o te sprawy. Kiedy wydawało mi się ,że między nami jest wszystko niemal idealnie odezwały się demony przeszłości. Z początku moja była dziewczyna nagle przypomniała sobie o mnie. Nie dawała mi spokoju. Wydzwaniała, błagała o spotkanie. Powiedziała ,że była ze mną w ciąży. Powiedziała ,że urodziła moje dziecko. Błagała mnie żebym do niej wrócił. Nie mogłem ci tego zrobić. Nie chciałem cię w to mieszać. Z pewnością nie chciałabyś być ze mną. Pewnie znienawidziłabyś mnie nie mniej niż teraz. Nie chciałem cię ograniczać. Po prostu uległem jej błaganiom. Pewnie dalej tkwiłbym w tym bagnie gdybym nie wrócił pewnego dnia wcześniej z treningu i nie zastał jej, z kolegą z jej pracy, który jak się okazało, jest dumny tatusiem jej dziecka. Wykorzystała mnie. Nie zależało jej na mnie, tylko na pieniądzach. Należało mi się to w zupełności. Gdy potem próbowałem cię odnaleźć za cholerę nie mogłem. Twoja matka milczała jak grób, a Agata nie chciała nawet ze mną rozmawiać. Szukałem cię jak szalony przez dobre kilka miesięcy na daremno. Straciłem nadzieję aż do wczoraj gdy cię zobaczyłem. Zupełnie oszalałem. A gdy dowiedziałem się ,że moja matka doskonale wiedziała o wszystkim najzwyczajniej w świecie się wściekłem. Nie dziwię ci się ,że nie chciała mnie widzieć i w dalszym ciągu tak z pewnością tak jest. Spieprzyłem to wszystko. Zniszczyłem wszystko w cholerę. Straciłem kogoś kogo tak naprawdę kochałem i żałuję ,że zrozumiałem to dopiero gdy cię straciłem. Jestem największym kretynem świata Oli.
 -Żadna nowość. Jesteś największym idiotą na świecie i dobrze ,że o tym wiesz. Potwierdziłeś tym wszystkim teorię ,że jednak wy wszyscy jesteście dokładnie tacy sami.
 -Proszę cię, daj mi to naprawić. Błagam.
 -Ja już ułożyłam sobie życie Bartek i w nim nie ma miejsca dla ciebie, zrozum to. Myślę ,że ty powinieneś zrobić to samo. Zapomnij, po prostu zapomnij o mnie.
 -Wiesz ,że to niemożliwe. Doskonale to wiesz.-szepcze- Daj mi chociaż go zobaczyć, choć tyle.
Bez żadnego słowa zaprowadziła go do niebieskiego, przytulnego pokoiku w którym w łóżeczku słodko spał jej największy skarb. Kiedy widziała jak przyglądał się na małego miała ochotę wybuchnąć płaczem. Miała ochotę przytulić się do niego najmocniej jak tylko potrafiła i już nigdy go nie wypuszczać. Miała ochotę, lecz tego nie zrobiła.
 -Jest do ciebie podobny.-mówi cicho po chwili ciszy- Ma twoje usta i nos.
 -Kogo ty oszukujesz, doskonale wiesz ,że jest zupełnie podobny do ciebie Bartek.-odpowiada by po chwili widzieć delikatny uśmiech na twarzy przyjmującego. Dopiero po dłuższej chwili opuszczają pokój i kierują się ku drzwiom wyjściowym.
 -Dziękuję ,że mnie wysłuchałaś, że pozwoliłaś mi go zobaczyć.-mówi na co ona wzrusza tylko obojętnie ramionami uciekając wzrokiem- Kocham cię Oli.
 -Słucham?-podnosi wzrok zatrzymując się na jego błękitnych tęczówkach
 -Kocham cię i nie chcę cię znowu stracić, stracić was.
 -Bartek..
 -Nie odpuszczę.-mówi cicho niebezpiecznie zbliżając się do niej
 -Po co to robisz? Nie oczekuję od ciebie ,że nagle będzie wspaniałym ojcem. Poradzę sobie.
 -Wiem to, ale zrozum, ja chcę.-odpowiada- Chcę by było jak kiedyś.
 -Proszę cię..
 -Nie, to ja cię proszę Oli. Pozwól mi to naprawić.-patrzy prosto w jej oczy by po chwili zasmakować jej ust.
 -Idź już.-mówi blondynka wyrywając się z objęć niebieskookiego. Gdy tylko ten znika za drzwiami osuwa się po ścianie. Dotyka palcami swoich ust. Po raz pierwszy od ponad roku znów poczuła smak jego ust. Znów poczuła te przyjemne motylki w brzuchu gdy tylko był obok. Znów poczuła to przyjemne ciepło jakie zawsze jej dawał. Znów zapragnęła go mieć.
Tak jak obiecał tak też zrobił. Nie ustępował. Nie dawał jej spokoju choć ona sobie go życzyła. Starał się jak tylko potrafił. W zupełności kupił małego, który po kilku jego wizytach go zdecydowanie polubił. Ale czy kupił ją? Niekoniecznie. Choć również o jej uwagę starał się zabiegać nijak nie potrafił przemóc jej niechęci. Jednak gdy blondynka patrzyła na niebieskookiego wielkoluda bawiącego się z małym blondynkiem nie potrafiła się nie uśmiechnąć. Nie potrafiła powstrzymać się przed bujaniem w obłokach ,że takie obrazek kiedyś będzie jej codziennością.
 -Nie wiedziałam ,że z ciebie taka dobra opiekunka.-rzuca gdy ten pojawia się w kuchni
 -Jak widać, opiekunka doskonała.-odpowiada z uśmiechem- Ja nie wiem skąd on ma tyle energii.
 -Wyobraź sobie ,że ja mam tak na co dzień.
 -Domowa siłownia.-dodaje
 -Coś w tym rodzaju.-rzuca
 -Też bym.. chciał tak mieć na co dzień.-mówi na co ona podnosi wzrok ,a jego ogromna dłoń zaciska się na jej.
 -Ja nie potrafię.-wstaje od stołu i podchodzi do okna.- Nie potrafię jeszcze ci zaufać. Nie potrafię na ciebie spojrzeć by nie czuć bólu. To za szybko.
 -Poczekam. Poczekam tyle ile będziesz chciała, choćby miało to trwać wieczność.-mówi pomimo jej protestów zamykając ją w szczelnym uścisku. Pomimo początkowego wzbraniania się uległa mu. Brakowało jej tego ciepła. Brakowało jej jego ciepła. Z tej chwili wyrwało ich ciche kwękanie malucha ,które niemal natychmiast załagodził przyjmujący. Gdy powrócił jak gdyby nigdy nic usiadł tuż obok niej na kanapie. Ramię w ramie.
 -Nie wyganiasz mnie?
 -Nawet gdybym chciała, podziałałoby?
 -Nie.-kręci głową.
Ich rozmowa nie przypominała z pewnością tej sprzed kilkunastu miesięcy. Nie rozmawiało im się tak swobodnie. W większości rozmowa ta nie miała głębszego sensu i zazwyczaj schodziła na temat Antka. Prócz tego już chyba nie potrafili rozmawiać na inne tematy. Gdy zapadała niezręczna cisza oboje spoglądali na siebie ukradkiem niczym para nastolatków. Ta cisza, a także obecność tego drugiego można by rzec ,że krępowała oboje. Nie byli już tak swobodni w swojej obecności jak te kilkanaście miesięcy temu. Nie byli także tymi samymi osobami co te kilkanaście miesięcy temu. Każde z nich choć zewnętrznie wciąż było tymi samymi ludźmi to wewnętrznie zmienili się. Zmienili swoje poglądy na pewne sprawy. Zmienili nieco swoje priorytety. Zmienili się i czy to nie mogło przeszkodzić im w chociażby błahej i nic nie znaczącej rozmowie? Mogło i to właśnie robiło. Choć znali się teoretycznie doskonale, to praktycznie momentami czuli się jak obcy sobie ludzie. Pomimo wielu zmian w ich życiu jedno z pewnością się nie zmieniło. Niezmienne było wciąż uczucie jakim obydwoje się darzyli. Wciąż czuli do siebie to samo choć może nie do końca potrafili się do tego przyznać. Wciąż się kochali choć przyznanie się do tego nie było proste. Wciąż się kochali choć mogli o sobie zapomnieć.
 -Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć?-mówi z wyrzutem blondynka
 -Co takiego?-marszczy brwi
 -Nie udawaj już głupiego dobrze. Po co to wszystko? Po co te wszystkie gadki jak bardzo jesteśmy dla ciebie ważni skoro ty wyjeżdżasz zaraz do Włoch?
 -Chciałem ci powiedzieć, naprawdę..
 -I jak ty to sobie wyobrażasz? Chciałeś być obecny w życiu małego, ale będąc tam to chyba nie będzie możliwe. A może liczyłeś na to ,że rzucę wszystko dla faceta ,który niemal zniszczył mi życie i wyjadę za tobą do tych pieprzonych Włoch?! O nie, mylisz się. Więc jeśli masz zniknąć z naszego życia, zrób to teraz, dla dobra małego zanim zdąży się do ciebie przyzwyczaić.
 -Proszę cię.
 -Nie Bartek, to ja cię proszę. Tak będzie lepiej.-mówi z kamienną twarzą po czym odchodzi.
Byłaś na niego zła. Była wściekła. Znowu nie powiedział jej prawdy. Znów poczuła się okłamana. Znów zabolało. Tak po prostu chciał wyjechać. Tak po prostu chciał znów zniknąć z jej życia. Najpierw przyzwyczaił do swojej obecności, a potem znów zniknie. Wolała żeby zrobił to teraz niż potem nagle. Nie wiedziała co on sobie wyobrażał, nie wiedziała jak on to widział, nie wiedziała nic.
Dostała to czego chciała. Zniknął z ich życia. Tak po prostu powtórnie odszedł. Choć w głębi serca nie chciała tego wiedziała ,że tak po prostu będzie lepiej. Wiedziała ,że wolała żeby odszedł teraz niż potem gdy już zarówno mały jak i ona sama zupełnie przywyknie do jego obecności. Zanim znów straciła by dla niego głowę. Zanim by znów pokochała tak jak kochała wcześniej.
Po tym tęskniła chyba jeszcze bardziej. Po tym jak przywykła do jego obecności codziennie czuła jeszcze większą pustkę. Nie było komu zabawiać się z małym gdy ta zajmowała by się swoimi sprawami. Nie było komu bawić małego do rozpuku. Nie było komu uśmiechać się do niej i pomimo jej protestów przytulać. Nie było nikogo kogo tak bardzo by kochała za to co było i nienawidziła za to co jej zrobił. Przychodziły momenty trudne. Przychodziły momenty w których żałowała swojej decyzji. Były momenty w których tęskniła za tym charakterystycznym śmiechem i lazurowymi oczami pełnymi ciepła i miłości. Były momenty w których umierała z tęsknoty. Z tęsknoty za nim. Bywały dnie ,że to było nie do zniesienia. Bywały momenty w których miała wręcz wyrzuty sumienia. Były momenty w których już sięgała po telefon.
 -On dzisiaj wylatuje do Włoch Oli.
 -I co mam zrobić? Zabronić mu? Jest dorosły, poradzi sobie.
 -Przecież widzę jak się męczysz. Naprawdę chcesz mieć do końca życia wyrzuty sumienia ,że tak po prostu dałaś mu kosza, że tak po prostu na własne życzenie go straciłaś? Widziałaś jak bardzo Antoś go polubił? Z resztą chyba nie tylko on...
 -Już za późno.-rzuca wzdychając
 -Nie jest za późno! Leć na lotnisko Oli!
 -Nie zdążę nawet gdybym chciała.
 -Nie marudź tylko leć, może akurat?
Nie musiała jej powtarzać dwa razy. Niemal natychmiast zerwała się i pognała na dół. Po drodze na lotnisko złamała z pewnością szereg przepisów drogowych za które mogłaby nazbierać szereg punktów karnych ,ale nie obchodziło jej w tym momencie. Wpadła na płytę lotniska gorliwie rozglądając się dookoła. Niemal od razu wyrwała do pań obsługujących pasażerów. Aż do samego końca tliła się w niej nadzieja ,że jeszcze nic straconego. Niestety dość sympatyczna pani zabrała jej wszelkie złudzenia. Zabrakło jej zaledwie pięciu minut. Cholernych pięciu minut żeby móc jeszcze go zatrzymać. By jeszcze móc wszystko naprawić. A teraz? Teraz będzie musiała żyć z tym cholernym poczuciem winy i pustki. Będzie musiała żyć ze świadomością ,że on może kogoś poznać tam przez te dobre kilka miesięcy i zupełnie o niej zapomnieć. A to było dla niej najgorsze. Odebrała sobie sama szansę na bycie szczęśliwą choć prawdziwe szczęście było już na wyciągnięcie ręki. Wracała zupełnie struta i bez większych chęci do czegokolwiek do mieszkania. Trzasnęła ze złości drzwiami i zrezygnowana rzuciła torebką o ścianę.
 -Nie pytaj nawet. Spieprzyłam wszystko. Dosłownie wszystko. Nie zdążyłam.-mówi zmierzając ku salonowi gdzie oczekuje zastać przyjaciółkę pod której opieką pozostawiła swoją pociechę jednak przystaje z niedowierzania wcale jej tam nie zastając. Jest spiorunowana jego widokiem.
 -Nie powinieneś właśnie lecieć do Włoch?-wyrzuca z siebie
 -Powinienem.-odpowiada
 -Więc co tu robisz?
 -Czekam na ciebie. A ty gdzie się podziewałaś?
 -Tu i ówdzie.-odpowiada nieprzerwanie patrząc mu prosto w oczy
 -Nie mogłem wyjechać.
 -Dlaczego? Przecież nic się tutaj nie trzyma.
 -Właśnie trzyma. Kobieta ,którą kocham najbardziej na świecie i bez której nie potrafię żyć choć momentami niemiłosiernie mnie denerwuje, irytuje i nawet obraża. I choć czasem jest wredną małpą i bezwzględną femme fatale w środku jest kimś wyjątkowym. Dla mnie jest tą jedyną bez względu na wszystko. Kocham się Oli i nie chcę cię tracić. Nie chcę tracić was.-mówi przytulając ją- Obiecuję ci ,że już nigdy, przenigdy was nie zostawię.
 -Nic nie obiecuj. Po prostu bądź.-mówi spoglądając na niego z delikatnym uśmiechem by po chwili poczuć cudowny smak jego ust na swoich. By znów poczuć jego cudowne ciepło i bliskość. By poczuć znów ,że jest obok i będzie już zawsze. By znów kochać i być kochaną.
Bo w życiu nigdy nie można niczego zaplanować. Najpiękniejsze chwile przyjdą niespodziewanie w najmniej spodziewanym momencie. Należy cieszyć się każdym kolejnym dniem. Należy czerpać z życia garściami to co oferuje nam najlepszego. Po prostu żyć tak jakby nie miało być jutra, jakby dzień dzisiejszy był naszym ostatnim. Iść przez życiową ścieżkę pewnym krokiem i gdy się czasem potkniemy trzeba wstać, otrzepać się i kroczyć dalej. Większość w chwil w życiu może być nic nie warta, błaha, ulotna. Ale chwilę spędzone z ukochaną osobą są czymś wyjątkowym. Bo posiadanie kochanej osoby u swojego boku jest ogromnym darem. Bo z taką osobą nie straszne na nam nic. Z nią zawsze przetrzymamy wszystkie, nawet najgorsze próby na jakie wystawia nas Bóg. Bo miłość nigdy nie umrze. Nigdy nie wygaśnie. Będzie trwała aż po nasz kres. I choć może być wystawiana na różne życiowe próby nigdy jej płomień nie zgaśnie. Bo jest ona nieprzerwaną więzią ,której nie jest w stanie zakończyć nawet śmierć. Więc używajmy życia, kochamy i bądźmy kochanymi. Bo każde chwile spędzone we dwoje są nieulotne i nigdy nie odejdą w niepamięć. Bo te chwile są cudem o który należy dbać i pielęgnować co dnia.
__________________________________________
Z pewnością nie jest to typowy dla mnie epilog, ale trzeba się trochę próbować nieprawdaż? Cóż mam powiedzieć. Nadszedł koniec mojej przygody tutaj, a także kres tejże opowieści. Opowieści może i specyficznej, może i wyjątkowej, może i dennej, ale opowieści ,która napisałam dokładnie tak jak sobie to zaplanowałam. Były rozdziały różne, od beznadziejnych do powiedzmy dobrych i zadowalających. Były okresy kryzysu twórczego i chwile zwątpienia we własne możliwości. Bywało różnie, ale jakoś wspólnymi siłami dobrnęłyśmy razem do końca. Co do epilogu, wypowiadać się nie będę, to pozostawiam Wam moje drogie. Mam nadzieję ,że choć w małym stopniu przypadnie on Wam do gustu.
Cóż, jedno wielkie DZIĘKUJĘ za to ,że byłyście i wspierałyście. To dla mnie naprawdę wiele znaczyło, uwierzcie :) Tak jak obiecała znikam na chwilę. Na ile dokładnie, trudno mi powiedzieć. Potrzebuję trochę przerwy. Potrzebuję nieco przewietrzyć głowę i nabrać trochę pomysłów do głowy. Bo nie chciałabym tworzyć czegoś czego nie byłabym zadowolona bo to nie jest problem. Chcę wrócić do Was pewnego październikowego dnia z głową pełną nowych pomysłów do zapisania i z czymś konkretnym czym mam nadzieję będą 'Sprzeczni'. I kto wie, może dodatkowo z czymś krótkim na zakończenie? To ,że znikam na chwilę z bloggowego świata nie oznacza ,że znikam zewsząd. Będę jak zawsze czytała, więc śmiało piszcie o nowościach u siebie, a także zawsze możecie mnie znaleźć na asku czy twitterze bądź pod numerem gadu-gadu.  Na chwilę obecną żegnam, do października. Do przeczytania. 
Czołem załoga!
Caro. 
wingspiker.

sobota, 7 września 2013

Perwersja dziewiąta.

Rozstanie. Dla jednej ze stron może być pasmem niekończących się bolesnych splotów wydarzeń, może być absolutnym końcem świata. Dla drugiej to może być nic nie znaczący koniec, a początek czegoś zupełnie nowego. Jednak chyba ona należała do tych drugich. Nie potrafiła się pozbierać. Nie potrafiła przestać myśleć o nim. Pomimo tego świństwa jakie jej zrobił dalej nie potrafiła o nim zapomnieć. Dalej go kochała. Dalej nie potrafiła oderwać swoich myśli od mierzącego dwieście pięć centymetrów niebieskookiego mężczyzny. Po jego odejściu czuła jakby jakaś część jej odeszła wraz z nim. Znów była okropna. Znów trudno było znaleźć uśmiech na jej twarzy. Znów była egoistyczna i nieczuła. Znów była dawną sobą. Znów była tą, której tak bardzo pragnęła się pozbyć. Znów była tą gorszą wersją siebie i nie potrafiła tego zmienić. W zasadzie nie chciała nawet tego zmieniać. Choć fizycznie wyglądała tak jak zawsze, to psychicznie była zupełnym cieniem siebie. Psychicznie niemal nie istniała. Była wrakiem człowieka. Choć wszyscy bliscy starali się jej pomóc, nie potrafili. Potrafiła przepłakać niemal całą noc bo gdy tylko zamykała powieki, miała przed oczami jego roześmianą twarz. Miała przed oczami twarz człowieka ,który najpierw sprawił ,że jej życie stało się istną bajką, a potem zamienił je w piekło. Najpierw sprawił ,że na jej twarzy pojawił się uśmiech, a potem zamienił go w łzy smutku.
 -Oli tak nie można.-rzuca Agata
 -Nie umiem inaczej.-mówi cicho ledwo powstrzymując się od wybuchnięcia płaczem
 -Nie możesz siedzieć i użalać się nad tym co się stało. To fakt, zachował się jak ostatni dupek, ale musisz pokazać mu ,że wcale cię to nie złamało, musisz pokazać ,że jesteś silna.
 -Mam udawać ,że wszystko w porządku?
 -Dokładnie.
 -Jak mam udawać? Nie umiem. Jestem w kompletnej rozsypce.
 -Nie będę cię pocieszać bo musisz swoje wypłakać, ale postaraj się Oli. Stało się, życie toczy się do przodu. Musisz po prostu o nim zapomnieć.
Czy umiała o nim zapomnieć? Nie potrafiła. Nie była w stanie tego zrobić, nie potrafiła wyrzucić z głowy wszystkich wspólnych chwil. Wszystkich błogich spędzonych razem chwil. Choć izolowała się od niego na wszystkie możliwe sposoby dziwnym splotem wydarzeń trafiała przypadkowo na jego osobę. Czy to oglądając wieczorne wiadomości czy przeglądając prasę czy po prostu internet. Ilekroć nie trafiałaby na jego osobę, tylekroć czuła dziwne kłucie w sercu i momentalnie spływające po policzku łzy. Momentalnie czuła ogromny ból. Momentalnie wszystko wracało do niej ze zdwojoną siłą. 
Maj był okrutnym dla niej miesiącem. Pogoda w kratkę, której naprawdę nie cierpiała co często wieczorami doprowadzało ją do istnej nostalgii i upijania kilku szklaneczek ulubionego trunku. Po dwóch tygodniach wolnego ,które były dla niej koszmarem musiała powrócić na zgrupowanie kadry. Bywały dnie ,że zarówno fizycznie jak i psychicznie czuła się wykończona. Wiecznie brakowało jej siły. Czasem kręciło się w głowie co mogło też wynikać z nadmiaru kofeiny, alkoholu, przemęczenia czy niedożywienia. Dodatkowo zaczął się okres przygotowawczy okraszony morderczymi treningami na sali. Szczerze za tym tęskniła. Chciała też po prostu mieć odskocznię od tego wszystkiego co ją przytłaczało bo kolejny tydzień w czterech ścianach mógłby być dla niej brzemienny w skutki. 
Jedyną osobą jaka nigdy nie marudziła na ogromną harówkę na treningach była właśnie blondynka. Jednak po zaledwie dwóch dniach treningów miała już dość. Była zupełnie wyczerpana i znacznie osłabiona. W duchu nie mogła doczekać się wolnego weekendu. W duchu miała nadzieję nie zejść na boisku w czasie treningu. Jakimś cudem dobrnęła do ostatniego piątkowego treningu na którym ledwo kontaktowała. Czuła się zupełnie beznadziejnie co natychmiast zauważyła jej przyjaciółka.
 -Oli, wszystko okej?-blondynka słyszy pytanie jednak nie odpowiada na nie. Staje w bezruchu z trudem biorąc haust powietrza ,które momentalnie uderza jej do głowy i traci nagle kontakt ze światem. Budzi się w przerażająco białym pomieszczeniu. Unosi jakże ciężkie powieki i dostrzega swoją matkę i Agatę siedzące na krzesełkach ,lecz po chwili zostają one wyproszone przez mężczyznę w białym kitlu.
 -Jak się pani czuje?-pyta mężczyzna
 -Nie za dobrze. -odpowiada blondynka- Wiadomo co mi jest?
 -Zrobiliśmy pani dokładne badanie i to nie jest nic poważnego. Zmęczenie, złe samopoczucie to są tylko objawy błogosławionego stanu. Gratuluję, zostanie pani mamą.-uśmiecha się pogodnie.
Ta wiadomość spada na nią jak grom z jasnego nieba. Na początku nie wierzy w jego słowa, lecz potem wpada w przerażenie. Zostanie matką. Matką dziecka, którego ojca z pewnością nie chciałaby już nigdy spotkać. Strach zupełnie ją paraliżuje. Nie potrafi wręcz wydusić z siebie żadnego słowa.
 -Który to tydzień?
 -Koniec dwunastego.
 -Jak to możliwe ,że niczego nie zauważyłam?-pyta zdumiona- Nie przytyłam ani kilograma ,a także miewam regularne miesiączki.
 -Każdy przebieg ciąży to indywidualna sprawa każdej kobiety, każda inaczej ją przechodzić. Jednak nie ma co się martwić, z maluchem wszystko w porządku.
Po chwili krótkiej i mało sensownej rozmowy lekarz wychodzi z sali, a w niej momentalnie pojawiają się znajome jej twarz. Widzi ich zmartwione twarze. Widzi pytające spojrzenia.
 -Jestem w ciąży.-oświadcza im bez większych ceregieli. Widzi nie mniejszy szok na ich twarzach niż przed chwilą u siebie. Widzi ich ogromne zdumienie. Widzi ich bezradność, ale też po chwili jawiące się blade uśmiechy na twarzach. 
 -Będzie dobrze Oli, jakoś sobie poradzimy.-przytula ją jej rodzicielka
 -Nie zostawimy cię z tym samej.-uśmiecha się Agata.
Nazajutrz w towarzystwie obu pań wychodzi ze szpitalnych murów. W rodzinnym domu nie potrafi sobie znaleźć miejsca. Nie potrafi przestać myśleć o tym małym stworzonku zagnieżdżonym pod jej sercem. Nie potrafi przestać myśleć o tym ,że nosi pod sercem jego dziecko.
 -Oli, mogę zadać ci pytanie?-rzuca jej matka
 -Pewnie.
 -To dziecko. Ono jest..
 -Jeśli masz na myśli jego, to niestety tak, jest jego.-odpowiada pociągając nosem
 -Kochanie, wiesz ,że ci pomożemy. Ja, Agata, Marek..-mówi ciepło- Nie zostawimy cię z tym samej.
 -Dzięki mamo.-uśmiecha się nikle blondynka
 -Zamierzasz... mu powiedzieć o ciąży?
 -Nie mam pojęcia. Nie chcę z jego strony ani współczucia ani tym podobnego. Nie chcę go znać. 
 -To twoja decyzja skarbie, ale mimo wszystko, ono kiedyś spyta gdzie jest tata, o mu powiesz?
 -Nie chcę o tym na razie myśleć mamo. Nie chcę wybiegać tak daleko w przyszłość. Co ma być, to będzie.-wzdycha.
Dni płynęły mozolnie, jej brzuch rósł co raz szybciej, wiosna powoli przemieniała się w piękne i słoneczne lato, które było niezwykle ciepłe, a ona przestała zadręczać się tym wszystkim co miało miejsce w jej życiu i właściwie zaczynała się przyzwyczajać do obecność małego towarzysza noszonego pod sercem. Powoli zaczynał budzić się w niej instynkt macierzyński bo sama przyłapywała siebie na podglądaniu harców maluchów na wrocławskim osiedlu, przeglądaniu prasy dla przyszłych mam, czy przeglądaniu malutkich ubranek w sklepach. Właśnie lipcowego wieczora, będąc w piątym miesiącu ciąży, w czasie oglądania wyczynów polskich siatkarzy w lidze światowej poczuła coś niezwykłego. Kiedy siedziała na sofie, sącząc zimny napój ze szklanki poczuła coś w rodzaju delikatnego łaskotania od wewnętrznej strony brzucha, a następnie dość znaczące kopnięcie. Uśmiechnęła się delikatnie sama do siebie po czym ułożyła ostrożnie dłoń na swoim brzuchu by po chwili poczuć powtórne kopnięcie maluszka. Siedziała delektując się świetnym meczem chłopaków, co raz czując ukłucie w sercu widząc na ekranie zawodnika z numerem szóstym. Tego, którego pokochała szczerze i była gotowa poświęć resztę swojego życia. Tego, dla którego skłonna byłaby zrobić dosłownie wszystko. Tego, którego tak bardzo chciała nienawidzić, lecz nie potrafiła. 
 -Kochanie, wszystko w porządku?-zaskakuje ją głos matki pojawiającej się nagle w salonie
 -Tak.-odpowiada szybko ocierając pojedynczą łzę z policzka
 -Dlaczego to oglądasz? 
 -Mamo, nie mogę odciąć się nagle od czegoś co jest moim całym życiem przez niego.-odpowiada
 -Może masz rację, ale wiesz ,że oglądanie tego tylko to wszystko przywraca.
 -Wiem, mamo, ale po prostu musiałam to obejrzeć. Musiałam go zobaczyć.-wzdycha
 -Dalej nie zmieniłaś zdania?
 -Nie.-przeczy- Ona ma już swoje życie. Ma karierę, nie zamierzam mu nagle tego niszczyć i zdzierać alimenty. Dam sobie radę.
 -Pamiętaj ,że my z Markiem zawsze ci pomożemy.-uśmiecha się pogodnie przytulając blondynkę.
 -Wiem mamo. Wiem.-odpowiada.
Dni mijały, a wraz z nimi jej brzuszek stawał się co raz to większy. W końcu też pomimo początkowych niechęci poznała płeć swojej kruszynki ,którą z każdym kolejnym dniem kochała co raz bardziej. Uwielbiała gładzić dłonią swój brzuszek, uwielbiała mówić do małego. Na brak zajęć w rodzinnym Wrocławiu narzekać nie mogła. Jej mama wraz ze swoim partnerem robili co mogli byle by tylko nie była sama, byle tyko nie myślała o nim. Odwiedzała ją Agata wraz z kilkoma innym dobrymi znajomymi. 
 -Ola, prawda?-wyrywa ją z zamyśleń głos kobiety również będącej w stanie błogosławionym brunetka.- Nie poznajesz mnie prawda? Agnieszka. Agnieszka Trzcińska.
 -Matko, Aga! Kiedy my się ostatnio widziałyśmy?-uśmiecha się na widok koleżanki z czasów szkolnych
 -Sto lat temu.-śmieje się- Widzę ,że tobie się również poszczęściło.-mówi spoglądając na jej brzuszek
 -Można tak powiedzieć.-odpowiada- Ale tobie nie gorzej moja droga. 
 -Narzekałam na ciebie ,że gadasz tylko o siatkówce, ale mój mąż wcale nie lepszy.
 -Mąż? No ładnie, a ja nic nie wiem?
 -Rok temu wzięliśmy ślub.
 -Kto jest tym szczęściarzem?-pyta blondynka
 -Pewnie znasz, Kuba Jarosz.-odpowiada z uśmiechem
 -Kuba? Pewnie ,że go znam.-uśmiecha się.
W trakcie rozmowy blondynka kątem oka dostrzega kobietę mniej więcej w wieku swojej matki, która bacznie się jej przygląda. Nie wie kim jest owa kobieta, ale jest niemal pewna ,że ją zna. Jest pewna ,że gdzieś już ją spotkała tylko za żadne skarby nie może przypomnieć sobie skąd. Widzi ,że jej rozmówczyni również zna kobietę bo na jej widok uśmiecha się i kiwa jej głową. Wtedy blondynka zamiera. Już wie skąd zna tą kobietę. Wie kim on jest. W obawie przed jej pytaniami żegna się ze znajomą tłumacząc się wizytą u lekarza po czym pośpiesznie opuszcza sklep i galerię.
 -Mamo, mówiłaś ,że Marek ma mieszkanie w Krakowie.-rzuca
 -Tak, zgadza się.-potwierdza kobieta
 -Mieszka tam ktoś?
 -Nie, dlaczego pytasz?
 -Nie mogę, nie chcę tu zostać.-odpowiada
 -Ale dlaczego?-dziwi się
 -Po prostu. Muszę wyjechać. Twoja siostra mieszka w Krakowie, więc będzie miał się kto mną zająć. Proszę cię.
Wiedziała ,że nie może zostać we Wrocławiu. Wiedziała ,że znowu może ją spotkać i następnym razem tak szybko się nie wywinąć. Wiedziała ,że nie powinno być następnego razu. Wiedziała ,że wyjazd będzie najlepszym rozwiązaniem w tym wypadku. Czym prędzej spakowała swoje wszystkie rzeczy. Tuż przed samym wyjazdem odwiedziła aptekę w celu wykupienia potrzebnych leków i to był jej błąd.
 -Ola proszę cię, nie uciekaj.-słyszy głos kobiety- Proszę cię powiedz mi tylko jedną rzecz. To jest dziecko.. Bartka prawda?
 -Nie.-odpowiada odruchowo
 -Ola, proszę cię... Powiedz mi prawdę.
 -Co to zmieni?-pyta- Nie chcę niczyjej litości ani współczucia, zwłaszcza jego. Nie po tym wszystkim co się stało.
 -Pomogę ci.
 -Nie chcę niczyjej pomocy.-odpowiada stanowczo
 -Każdy z nas popełnia błędy, a mój syn popełnił naprawdę najgorszy z możliwych, ale daj chociaż mnie to w jakimś stopniu naprawić, proszę cię.
 -W jaki sposób?
 -Po prostu daj mi namiary do siebie, a obiecuję ci ,że nie będziesz sama Ola.
 -Nie chcę by on wiedział. Z resztą, wyjeżdżam.-rzuca
 -Daj mi chociaż swój numer, chciałabym wiedzieć jak się czujesz. Choć tyle.
 -Naprawdę tego od pani nie wymagam. Poradzę sobie.
 -Wiem to, ale chcę to zrobić.-odpowiada nikle się uśmiechając
 -Nie wiem czy powinnam..
 -Proszę cię, chcę chociaż wiedzieć co będzie się działo w życiu mojego wnuczka bądź wnuczki bo jego ojciec jest nieodpowiedzialnym kretynem.-mówi ze stoickim spokojem. Blondynka nie daje się więcej prosić, ofiarowuje jej swój numer bo ma przeczucie ,że kobieta nie ma złych intencji wobec niej. Dała jej go pod warunkiem ,że swojemu synowi nie powie ani słowa, choć mogła mieć gwarancji. Zaufała niemal obcej kobiecie, choć mogłaby tego nie robić. Nie zważając na nic wyjechała. Rozpoczęła nowe życie w Krakowie w którym dopiero z czasem zdołała się odnaleźć. Może nie czuła się tu tak dobrze jak w rodzinnym Wrocławiu, jednak zdołała zakochać się w tym pięknym mieście. Zdecydowanie w aklimatyzacji w nowym miejscu pomogła jej ciotka, która niczym rodzona matka dbała o nią odwiedzając ją niemal codziennie.
 -Oli, nie zgadniesz kogo dzisiaj spotkałam...-urywa jej matka
 -Masz taką minę jakbyś spotkała co najmniej seryjnego mordercę.-odpowiada rozbawiona jej powagą
 -Spotkałam Bartka..-urywa, a blondynka momentalnie zamiera- Pytał się o ciebie. Błagał mnie wręcz żebym dała mu jakiś namiar na ciebie, żebym chociaż powiedziała gdzie jesteś.
 -Nie mów ,że mu powiedziałaś?!
 -Nie, skąd.-odpowiada, a ona czuje wyraźną ulgę- Chociaż nie odpuszczał. Nie wiem dlaczego mu tak bardzo zależało na tym. Kazał ci jednak przekazać swój numer.
 -Chyba nie sądzisz ,że nagle do niego zadzwonię?
 -To już twoja decyzja Oli. Tylko i wyłącznie twoja.-odpowiada kobieta- Wiesz doskonale jakie jest moje zdanie na ten temat.
 -Wiem mamo, ale ty znasz moje i go nie zmienię.-mówi.
Po ponad godzinnej rozmowie z matką siedzi na kanapie w salonie i co raz spogląda na zapisany na ekranie telefonu numer. Siedzi na kanapie i bije się z myślami. Czy powinna zadzwonić i powiedzieć żeby dał jej spokój? Czy może nie, bo gdy to zrobi on jej nie odpuści? Była pełna sprzeczności. Choć biła się wewnętrznie sama ze sobą wcisnęła zieloną słuchawkę. Gdy usłyszała odgłos odbieranego telefonu, a także żeński głos po jego stronie zamarła. Nie odezwała się ani słowem. Rozłączyła się. Usunęła ten numer. Doskonale wiedziała do kogo może należeć ten głos i tym bardziej nie potrafiła zrozumieć jego zachowania. Choć ona chciała spokoju nie zaznała go. Numer ten wielokrotnie wydzwaniał do niej czego miała momentami dość. Gdy usłyszała dźwięk telefonu z myślą iż dzwoni jej matka odebrała bez spoglądania na ekran.
 -Oli błagam cię, wiem ,że to ty. Odezwij się, proszę. Powiedz gdzie jesteś, ja muszę się z tobą spotkać. Muszę. Słyszysz?-usłyszała potok słów dobrze znanej barwy głosu zanim zdołała się odezwać
 -Skasuj ten numer i zapomnij o mnie, tak jak zrobiłam to ja. Po prostu daj mi spokój.-mówi stanowczym głosem po czym się rozłącza. Wyjmuje kartę z telefonu i zaczyna szlochać. Płacze jeszcze długo dając upust siedzącym wewnątrz emocjom wspieranym przez buzujące hormony. Kiedy się uspokaja bierze długą i aromatyczną kąpiel chcąc zmyć z siebie wszystkie wydarzenia dnia dzisiejszego.
Kiedy kładzie się na łóżku bierze ją na refleksje. Minęło tyle miesięcy, a ona chyba dalej nie potrafiła przyzwyczaić się do jego nieobecności i chyba wtedy zrozumiała jak cholernie jej go brakowało. Brakowało jej go po drugiej stronie łóżka. Brakowało jej jego ogromnych dłoni splecionych na jej. Jego wiecznie uśmiechniętej twarzy z kilku dniowym zarostem przyjemnie drażniącej jej skórę. Brakowało jej odwiecznej walki o kołdrę ,której zawsze było mało. Brakowało jej jego ciepłego uścisku i zapachu perfum. Brakowało jej pobudek pocałunkiem w kąciki ust. Brakowało jej jego dłoni splecionych na jej biodrach. Brakowało jej jego ciepła. Brakowało jej jego łaskotek gdy nie chciała się podnosić z łóżka. Cholernie jej go brakowało wszędzie.
 -Wybrałaś już imię dla małego?-pyta ciotka
 -Nie zastanawiałam się jeszcze nad tym.
 -Myślę ,że już czas. Za trzy tygodnie będzie o jedną osobę więcej.-uśmiecha się
 -Nie mam pomysłów.-wzrusza ramionami- Może.. Antek?
 -Ładnie.-odpowiada z uśmiechem- Antoś, daj mamusi spać co?
 -To raczej nie szybko.
 -I po kim ty taki zwiercony?-mówi gładząc ją po brzuchu.
W okolicach dwudziestej drugiej blondynka zostaje sama. Bierze orzeźwiającą kąpiel po czym staje przed lustrem kładąc swoje dłonie na brzuchu.
 -Damy radę. Sami. Tylko we dwoje Antoś. Nie potrzebujemy nikogo prawda kochanie? 
Czas nieubłaganie płyną. Każda kolejna doba przybliżała ją do wielkiego dnia, którego się okropnie bała. Była przerażona wizją porodu, ale wiedziała ,że będzie przy niej mama, ciotka, a także Agata. Wiedziała ,że każda z kobiet musi to przejść. Przeczytała masę poradników, ale mimo to czuła strach. Oczywiście bardziej doświadczone w tej sprawie kobiety jakimi były jej matka i ciotka ganiły ją za taką postawę jednak wiedziała swoje.
 -Mama będzie za jakieś dwadzieścia minut z Markiem.-rzuca Eliza, ciotka blondynki- Oli? Oli, mów, to już?
 -Nie wiem.-odpowiada- Tak, to już.-mówi gdy wody płodowe odchodzą
 -Dwa dni za wcześnie, Antek łobuzie!-rzuca po czym zgarnia jej naszykowaną ówcześnie torbę w rękę po czym pomaga jej w dojściu na dół po czym pędzi jak szalona do szpitala. Po kilku godzinach istnych męczarni, godzinach pełnych bólu i zupełnego zmęczenia mogła wziąć na ręce swoje malutkie szczęście. Kiedy patrzyła na inne młode mamy i świeżo upieczonych ojców miała ochotę się rozpłakać. Marzyła wtedy by on był przy niej. By po prostu był. Doskonale wiedziała ,że to nierealne, ale oddałaby wszystko by tylko był tu z nią. Oddałaby wszystko by po prostu był obok. 
Nim się zorientowała opuściła mury szpitala ze swoją małą pociechą. Pierwsze kilka nocy były dla niej istną tragedią, jednak z czasem zdołała się przyzwyczaić do nocnego wstawania. Zdołała przyzwyczaić się do małego. Pokochała go w zasadzie od pierwszego wejrzenia i był jej małym oczkiem w głowie. Już kiedy się urodził był o wiele większy niż większość jego rówieśników bo mierzył całe sześćdziesiąt trzy centymetry. Z tygodnia na tydzień mogła obserwować jak bardzo się zmieniał. Mogła obserwować jak jej kruszynka staje się niemal wierną kopi tego o którym chciałaby zapomnieć. Mogła obserwować jak mały z każdym kolejnym dniem Antoś staje się co raz bardziej podobny do swojego ojca. Cholernie jej go przypominał co potęgowało siedzący w niej ból od dobrych kilkunastu miesięcy jakie minęły od ich rozstania. Zdarzało jej się płakać wieczorami gdy maleństwo już smacznie spało. Zdarzało jej się wracać myślami do tych wszystkich wspaniałych chwil jakie ze sobą spędzili. Zdarzało jej się tęsknić za jego obecnością. Zdarzało jej się usychać z miłości. Zdarzało jej się przyłapywać siebie samą na błądzeniu w myślach za nim. Zdarzało jej się złapać na cholernej tęsknocie. Tęsknocie ,która zamiast maleć z każdym kolejnym dniem rosła. Tęsknocie ,która zaczynała dominować jej życie. Tęsknocie z którą za cholerę nie potrafiła niczego zrobić. Kochała go i nic ani nikt nie mógł tego zrobić. Kochała go pomimo świństwa jakie jej zrobił. Kochała mimo wszystko...
_________________________________________________
Od razu chcę Was kochane przeprosić za zwłokę, ale wpadłam w wir szkoły i treningów no i nijak nie mogłam się zmotywować do napisania czegoś.(Dlatego też za cierpliwe oczekiwanie, jest nieco dłuższy niż zwykle. )Do tego przyplątało mi się chorubsko, jak tradycyjnie na początek roku szkolnego. Nie będę się wywodzić gdyż blisko trzydziestodziewięcio stopniowa gorączka mi tego nie ułatwia, więc czekam na Wasze opinie. Kiedy epilog? Napiszę go jutro, postaram się go dodać na dniach jednak trudno mi określić kiedy dokładnie. Historię już w zasadzie znacie, czas teraz na ostatecznie jej rozstrzygnięcie i poznanie prawdziwego powodu rozłąki tejże dwójki.
Ściskam, wingspiker.

Dzisiaj piękne 3-0 z Niemcami, fenomenalna gra z pewnością napawa optymizmem przed zbliżającymi się wieeelkimi krokami ME. Jutro liczę na dobre spotkanie ,a także na zwycięstwo ,które jest jak najbardziej w naszym zasięgu! Teraz lecę kibicować Paniom!
#GoPoland!

sobota, 31 sierpnia 2013

Perwersja ósma.

Sportowa droga każdego sportowca jest długa i wyboista. Czasami pracuje się latami, wylewając siódme poty na sali treningowej by zdobyć ten jeden, upragniony tytuł. Czasami trzeba zaznać te sto razy smaku porażki by zaznać smaku prawdziwej wygranej. Czasem trzeba przegrać by powrócić jeszcze silniejszym. Czasem można czekać na ten jedyny sukces latami i nigdy go nie doświadczyć. Sport jest równie nieprzewidywalny co życie. Tak naprawdę nikt nie ma gwarancji osiągnięcia sukcesu. Jednak każdy z tych, którzy podejmują rękawicę ma ambicje. Ma ambicje ,które z każdym kolejnym sukcesem, czy porażką rosną. To one sprawiają ,że gdy mamy kompletnie dość i mamy ochotę rzucić wszystko w cholerę mu na to nie pozwalają. Choć i czasem ambicje mogą zaprowadzić nas donikąd, mogą nas zgubić. Trzeba jednak wierzyć. Wierzyć i walczyć czasem i z samym sobą by osiągnąć szczyt. Czasem też odnieść życiową porażkę by podnieść się z dna i pokazać wszystkim jak bardzo się wobec ciebie mylili. Pokazać im ,że jesteś najlepszy bez względu na wszystko i wszystkich.
 -Ja wiem ,że ćwierćfinał w Londynie to dla was życiowa porażka, ale nie możesz siedzieć w domu i użalać się nad sobą.-mówi blondynka widząc pochmurnego niebieskookiego- Porażki są wkalkulowane w życie każdego sportowca.
 -Łatwo ci to mówić, nie było cię tam.
 -No właśnie. Mnie nawet nie było na Igrzyskach, nawet nie miałam okazji by spełnić swoje marzenia.-odpowiada mając przed oczami sromotną porażkę w kwalifikacjach- Wy mieliście, walczyliście, ale nie starczyło. Musicie przecież z tym jakoś żyć, to nie koniec świata.
 -Walczyliśmy? Przegrywaliśmy jak ostatni frajerzy i to boli najbardziej. 
 -Tak, daliście ciała.-przytakuje mu na co on piorunuje ją spojrzeniem- Ale jestem pewna ,że jeszcze nie jedno złoto wygracie, więc nie siedź jak baba i nie płacz już Kurek.
 -Przypomnieć ci ile tobie zajęło ogarnięcie się po kwalifikacjach?
 -Nie, nie musisz. Miłego płakania. Jakbyś skończył, znasz mój adres.-podrywa się po czym z trzaskiem drzwiami wychodzi. Trafił w samo sedno. Pomimo upływu miesięcy bolało ją to. Szczerze zazdrościła mu tego ,że może spełnić swoje marzenie o uczestnictwie w wydarzeniu o jakim marzy każdy sportowiec. Doskonale wiedział w jak podłym nastroju była jeszcze długo po tym wydarzeniu. Doskonale wiedział jak bardzo jest to drażliwy temat. Czy ją zdenerwował? Owszem. Była na niego wściekła, choć wiedziała ,że po prostu w ten sposób odreagowuje tą porażkę. Wiedziała ,że musi sobie to przemyśleć, pobyć sam na sam ze sobą. Wiedziała ,że po prostu potrzebuje czasu.
 -Przepraszam.-widzi jego osobę gdy otwiera drzwi swojego mieszkania po blisko pięciu dniach milczenia- Przepraszam, wiesz ,że nie chciałem tego powiedzieć.
 -Chciałeś.-wtrąca
 -Po prostu czuje się jak ostatni frajer i już.
 -Nie jesteś frajerem.-odpowiada
 -Miło ,że ty jedna chociaż tak myślisz.-zmusza się do delikatnego uśmiechu
 -Nie tylko ja, uwierz, jeszcze jakieś kilka tysięcy kibiców i twoich hotek.-chichocze
 -Hotek?-marszczy brwi
 -Piszczących trzynastolatek marzących o tym by zostać twoją żoną.-wybucha śmiechem
 -Podziękuję za takie fanki.-odpowiada opierając się o framugę drzwi- Spacer?
 -Spacer.-odpowiada.
Chyba nie byliby sobą gdyby od czasu do czasu się nie posprzeczali. Nie byliby sobą gdyby się zaraz nie pogodzili. Nie byliby sobą gdyby nie widywali się co najmniej kilka razy dziennie. Nie byliby sobą gdyby nie byli razem.
Wspólne chwile nie trwały w nieskończoność. Po zaledwie tygodniu blondynka musiała stawić się w zimnej Rosji. Po zaledwie wspólnych siedmiu dniach znów czekała ich rozłąka przez jakiś czas.
 -O kurwa mać.-rzuca gdy otwiera oczy po upojnej nocy z przyjmującym i widzi godzinę siódmą siedemnaście.-Ja się zabije.-zrywa się niemal natychmiast z łóżka. Niemal pędem gna do łazienki. Doprowadza się do względnego ładu.
 -Tobie co?-pyta zaspany niebieskooki gdy ta wpada na niego na korytarzu
 -Rosja wzywa. Za pół godziny muszę być na lotnisku.-rzuca zbierają resztę swoich rzeczy w ekspresowym tempie
 -Poczekaj, zawiozę cię.
 -Wyrobisz się w dwadzieścia minut?
 -Dla ciebie nawet w pięć!-rzuca po czym za chwilę znika z jej pola widzenia. Ta nerwowo spoglądając na zegarek pośpiesza go. Kiedy już o mało nie zostawia go samego ten pojawia się tuż obok niej. W pośpiechu zbiera wszystkie walizki ze swojego mieszkania uprzednio sprawdzając czy aby na pewno czegoś nie zapomniała. Niemal punktualnie wpada na lotnisko i za chwilę musi gnać na odprawę.
 -Będzie mi cię brakować zołzo.-szczerzy się przyciągając ją do siebie
 -To tylko trzy tygodnie.
 -Aż trzy tygodnie!-rzuca ze śmiechem
 -Niewyżyty.-skwitowała go blondynka
 -Dziwisz się mając taką kobietę?-rusza zabawnie brwiami co przyprawia ją o śmiech
 -To do zobaczenia za trzy tygodnie.
 -Pokaż tam ruskim ,że w Polsce też jest coś takiego jak siatkówka Oli.-uśmiecha się po czym wpija się w usta blondynki łącząc ich usta w namiętnym i jakże zachłannym pocałunku. Błogą chwilę przerwała im spikerka nawołujących wszystkich pasażerów lotu do Moskwy aby stawili się na odprawie. Odchodząc pomachała mu ostatni raz na pożegnanie i po raz ostatni spojrzała na jego promienny uśmiech. Po kilku godzinach lotu wreszcie dociera na miejsce. Moskwa wita ją zaledwie osiemnastoma stopniami i przelotnymi opadami. Od razu zajmują się nią przedstawiciele z klubu ,którzy wskazują miejsce zamieszkania i jej rozkład zajęć. Następnego dnia przystępuje już do zajęć i czuje na sobie nieufne wzroki rosyjskich koleżanek. Widzi też pogardliwe wzroki rosyjskich reprezentantek z pewnością gardzących umiejętnościami jakiejś tam Polki. Był charakterna co pokazała tym ,które gardziły nią już na pierwszym treningu blokując kilkakrotnie nie byle kogo, bo samą Natalię Obmoczajewą. Nie poprzestała na jednym treningu. Co raz to udowadniała im to na treningach. Dopiero z czasem przestała być traktowana jak intruz. Dopiero po kilku wspólnych treningach została 'zaakceptowana' przez grupę z którą po kliku dniach rozmów, wydawała się być już zintegrowana. Grupę z którą po zaledwie dwóch tygodniach trenowania wygrała turniej towarzyski zdobywając nagrodę najbardziej wartościowej zawodniczki. Nie obyło się bez krótkiego, wspólnego świętowania, okraszonego wyjazdem na tygodniowy obóz do Bułgarii. Po siedmiodniowej harówce w Warnie i wygranej całej serii sparingów wraca zmordowana do mieszkania ciągnąc za sobą walizkę i szczelnie opatulając się kurtką. Grzebiesz w torbie w poszukiwaniu kluczy do mieszkania. Po dłuższej chwili poszukiwań znajduje to czego szukała i gramoli się do pustego mieszkania. Wrzuca niemal od razu puste ciuchy do pralki po czym przeszukuje szafki w poszukiwaniu czegoś godnego zjedzenia. Po nie znalezieniu niczego takiego ponownie wciska na nogi swoje schodzone airmaxy, na plecy wrzuca kurtkę po czym zgarnia potrzebne rzeczy i udaje się do pobliskiego supermarketu będącego na jej szczęście, jedynym polskim sklepem w zasięgu. Zgarnia po drodze koszyk i wrzuca do niego produkty na swoją kolację. Cierpliwie czeka w wydającej się nie mieć końca kolejce, płaci za zakupy po czym spokojnym krokiem wraca do mieszkania. W zasadzie nie zdąża rozpakować zakupów, bo niemal za moment słyszy czyjeś dobijanie się do drzwi. Zmierza ku nim ze świętym przekonaniem ,że to z pewnością któraś z koleżanek wpada z wizytą. Jednak kiedy spogląda przez wizjer nie kryje zdumienia. 
 -Witam piękną panią, dawnośmy się widzieli, nieprawdaż?-rzuca z szarmanckim uśmiechem
 -Strzelam ,że tak z trzy tygodnie.
 -Szmat czasu.-dodaje z nieco wymuszoną powagą- Stęskniłem się za tobą mała.
 -Ja za tobą też wielkoludzie.-uśmiecha się delikatnie by po chwili poczuć jego ręce błądzące pod jej koszulką i smak jego ust na swoich. Są okrutnie siebie spragnieni. Są spragnieni swojej bliskości. Są spragnieni namiętności i czułości. Są spragnieni tego drugiego jakby nie widzieli się co najmniej kilka miesięcy. Nie mija kilka kilka minut ,a obydwoje są już bez górnej części garderoby i pozbywają się także tej dolnej. Nieprzerwanie toczą zaciętą walkę języków. Nieprzerwanie pragną siebie jak nigdy. Po chwili lądują w sypialni po drodze potykając się o jeszcze jakieś nierozpakowane pudła. Nie mija kilka minut, a już tworzą jedną spójną całość doprowadzając siebie nawzajem do istnej ekstazy. 
Dni mijały. Dni zamieniały się w tygodnie, a tygodnie w miesiące. Każde z nich było zupełnie pochłonięte swoją pracą, pracą ,która była ogromną częścią życia każdego z nich. Obydwojgu szło różnie, ale się nie poddawali, dalej dążyli do wyznaczonych sobie celi. Harowali jak szaleni na hali, wylewając hektolitry potu, ale nie zapominali o sobie. Wydawać się mogło ,że z każdym kolejnym dniem byli sobie co raz bliżsi. Niemal codziennie na nowo odkrywali siebie. Niemal codziennie choć mieszkali kilka kroków od siebie witali się uśmiechem na dzień dobry. Niemal codziennie jadali wspólnie śniadania śmiejąc się przy tym do rozpuku. Niemal codziennie byli ze sobą. Niemal codziennie on bawił się jej blond włosami, a ona uśmiechała się w sposób zarezerwowany tylko i wyłącznie dla niego. Niemal codziennie spędzali ze sobą magiczne chwile, które mogły wydawać się jakąś bajką.
 -Opowiadaj jak tam.-rzuca Agata gdy tylko zaczynają rozmowę na Skypie
 -Jakoś leci.-odpowiada
 -Jak treningi?
 -Trochę, nawet bardzo dostajemy w tyłek, ale warto bo jeszcze nie przegrałyśmy.-uśmiecha się
 -A co u.. was?-pyta niepewnie
 -Może to dziwne, ale w porządku, to aż dziwne.
 -Co takiego duża?-marszczy brwi
 -To co jest między nami. To jest tak wyjątkowe, że aż nierealne.
 -Po prostu jesteś w nim zakochana, czy to takie dziwne?
 -Dla mnie tak. Dla mnie to jest aż nadzwyczajne.
 -Bo to, co was łączy takie jest.-uśmiecha się
 -A co u ciebie? Bo strzelam ,że we Włoszech cieplej niż u nas.-śmieje się
 -To zdecydowanie.-odpowiada z uśmiechem- Patrzysz właśnie na najlepiej broniącą całej Serie A.-śmieje się- Z resztą chcą cię do nas ściągnąć.
 -Mnie?-dziwi się
 -Tak, są pod wrażeniem twoich umiejętności. Spodziewaj się telefonu, bo ktoś ekhm im go dał.
 -Jesteś szalona Ag.
 -Całe życie z wariatami.-śmieje się przyjaciółka.
Cieszyła się jej sukcesami. Cieszyła się ,że trafiła do naprawdę dobrego zespołu w Serie A, cieszyła się ,że jej przyjaciółka spełniła swoje marzenie o graniu we włoskiej lidze. Cieszyłaś się nie mniej gdy spotkałyście się podczas meczu Final Four Ligi Mistrzyń i to w samym finale. Na boisku nie miała jednak litości, choć jk szalona podbijała jej wręcz atomowe ataki z lewego skrzydła. Walka była zażarta, jednak z ostatecznego triumfy cieszyła się blondynka wraz z resztą Dynama zwyciężając po dramatycznym tie-breaku trzy do dwóch. Obydwóm się poszczęściło, bo Agata została wybrana najlepszą libero, a blondynka została uznana za najbardziej wartościową zawodniczkę całej imprezy. To nie był jednak koniec radości dla niej w tym sezonie. Po zaciętych pięciu meczach jej zespół pokonał dotąd niezwyciężone kazańskie Dynamo w walce o tytuł w Superlidze. Niebieskooki nie miał jednak tyle szczęścia co ona w tym sezonie. Sam doznał nieprzyjemnej kontuzji po której długo nie mógł dojść do siebie, a jego drużyna po wyeliminowaniu wielkiego Trentino w Lidze Mistrzów, w lidze zajęła odległe, dziewiąte miejsce.
 -Oli, my musimy porozmawiać.-rzuca ,a ją na sam dźwięk tych słów wzdryga
 -Stało się coś?
 -Ja nie wiem jak ci to powiedzieć.-mówi wyraźnie zakłopotany
 -Wal prosto z mostu, tak będzie najlepiej.
 -Oli, my.. my musimy się rozstać...
 -Słucham?
 -Ja nie chcę cię skrzywdzić i mieszać w coś co się stało.
 -Krzywdzić?!-niemal krzyczy- Za późno, już to zrobiłeś.
 -Oli, ja naprawdę nie chcę.. nie mogę cię w to mieszać, zrozum, tak będzie lepiej.
 -Dla kogo lepiej? Bo chyba nie dla mnie.-mówi ze łzami w oczach- Zabawiłeś się mną przez bity rok, znudziłam ci się, to teraz mam spadać? I po jaką cholerę to zaczynałeś? Po co za mną łaziłeś? Po co to wszystko Bartek?  No po co? Wy jesteście wszyscy tacy sami, dokładnie tacy sami. Cholerne dupki.
 -Oli..
 -Spierdalaj. Wystarczy już.-mówi ledwo hamując łzy- Po prostu mnie zostaw, dobrze? Wystarczająco już zrobiłeś.
Odszedł. Po prostu zniknął z jej życia. Urwał się kontakt. Nienawidziła go. Przeklinała go w duchu za to co jej zrobił. Przeklinała samą siebie ,że dała mu się tak łatwo uwieść, tak łatwo wykorzystać. Przeklinała, ale chyba zarazem dalej czuła do niego to samo. Chciała go nienawidzić, lecz nie do końca potrafiła. Po prostu nie umiała. Cały czas miała przed oczami ten uśmiech, tą twarz ,którą pokochała. Miała przed oczami jego i to bolało. Nigdy jeszcze tak w życiu nikt jej nie skrzywdził. Nigdy jeszcze tak w życiu nie pokochała drugiego człowieka i jeszcze nigdy tak w życiu nikt nie zabrał jej brutalnie tego co miała za najważniejsze w życiu. Czym było ono bez niego? Trudno było jej zdefiniować. 
Życie. Dla jednych niewyobrażalny dar od Boga, dal drugich ogromne przekleństwo. Życie. To nieustanna gra w której niczym fantastyczny bohaterowie mierzymy się z każdym kolejnym poziomem jakim jest każdy kolejny dzień życia. Życie. To nieustanna walka o samego siebie. To nieustanna walka o swoje marzenia o swoje własne szczęście. To nieustanna walka o to co w życiu najważniejsze. Życie to mała cholera ,która w najmniej oczekiwanym momencie rzuca nam niezmierzoną ilość kłód pod nogi. Kłód po których naporem upadamy. Kłód ,które czasem zamiast nas umacniać dołują nas i mamy ochotę wcisnąć game over. Kłód ,które wydają się zaporą nie do przejścia. Ważne by nie rezygnować. W życiu potykamy się niejednokrotnie, ale po każdym upadku musimy podnieść się i iść do przodu. Iść i nie dać życiu uciec przez palce. Bo choćby czasem niewiadomo jak bolało, trzeba po prostu iść. Iść niestrudzonym przez siebie. Iść i nie dać nikomu satysfakcji z tego ,że udało mu się nas złamać choć wewnętrznie krzyczymy...
__________________________________________
Jest i wyczekiwana przez was bomba. Cóż mam powiedzieć, zostałam na chwilę obecna już tylko z 'Nieulotnymi', których kres jest już za dwa rozdziały i chcę Wam obiecać, że dołożę wszelkich starań abyście były zadowolone z tego co się jeszcze tu ukaże. Wiem, że trochę przyśpieszyłam akcję, ale musiałam, bo gonił mnie trochę będący na horyzoncie epilog. Koniec opowiadania nie jest dla mnie tak do końca jasny, może nie koniec ,a jego termin. Nie wiem jak to będzie w tym tygodniu ze szkołą i tym wszystkim, więc nie obiecuję rozdziału na tygodniu, choć postaram się. Jeśli jednak się on nie pojawi, to spodziewajcie się go w okolicach piątku.
Ściskam, wingspiker.

środa, 28 sierpnia 2013

Perwersja siódma.

Życie jest niekończącym się splotem wydarzeń. Bywają okresy w życiu ,że jesteśmy na fali, dosłownie wszystko nam wychodzi. Wszystko czego byśmy się nie tknęli zamieniamy w złoto. Jednak po okresach zwyżkowego szczęścia przychodzą chwile gorsze. Chwile w których nie powodzi nam się. Chwile w których wszystko sypie się niczym domek z kart. Chwile w których mamy ochotę rzucić wszystko w cholerę. Chcemy ,ale dlaczego tego nie rzucamy? Nie rzucamy bo mamy wokół siebie osoby ,które tego nam kategorycznie zabraniają. Osoby ,które są z nami na dobre i na złe. Osoby ,które nigdy nas nie opuszczą, choćby wszyscy dookoła się odwrócili. Osoby będące naszą opoką, naszym wsparciem w takich właśnie chwilach.
 -No rzeczywiście, to moja wina ,że planowałam te wakacje od pół roku.-rzuca zdenerwowana
 -Przecież nie każę ci z nich rezygnować, tylko stwierdzam fakty, nie powiedziałaś mi nic.
 -Jestem dorosła, chyba nie muszę się nikomu tłumaczyć ze swoich decyzji.
 -Myślałem ,że mamy być ze sobą szczerzy.-rzuca
 -Jesteśmy. Jadę na wakacje. Miłego zapieprzania w Spale.-odpowiada blondynka po czym wrzuca walizkę do bagażnika i wsiada do samochodu. Nie czuje się za dobrze ze świadomością iż rozstali się w niezbyt przyjemnych okolicznościach. W zasadzie nie wiem dlaczego na niego tak naskoczyła, nie wiem dlaczego dała się tak łatwo wyprowadzić z równowagi. Wie ,że nie powinna była tak postąpić, ale wie też ,że nie może cofnąć czasu. Wie ,że chwila wolnego od siebie dobrze zrobi im obojgu. Swojego roztargnienia jeśli chodzi o przyjmującego stara się nie okazywać wobec przyjaciółek z którymi wybiera się na całe dwa tygodnie na Rodos. Wakacje w tylko i wyłącznie babskim gronie to było coś czego jej trzeba było. Żadnych facetów. Typowo babskie gadki i pogaduszki. Masa wygłupów i jeszcze więcej śmiechu. Litry kolorowych drinków z palemką i głupawe feministyczne żarty. Tak, zdecydowanie poprawiło jej to humor, choć myślami dalej była w Spale. Myślami była z nim. Była tak zamyślona ,że nawet nie spostrzegła się kiedy siedziała sama jak palec przy barze w czasie gdy jej przyjaciółki bawiły się na parkiecie uwodząc jakichś facetów.
 -Co taka piękne kobieta robi sama?-zagadnął ją jeden z tutejszych donżuanów
 -Sądzę ,że to nie twoja sprawa.-odpowiada niezbyt zainteresowana jego towarzystwem
 -Chyba jednak moja, nie mogę pozwolić by taka piękność siedziała sama i smutna.
 -Dobrze ci radzę kolego, albo w trybie natychmiastowym się ode mnie odpieprzysz albo pogadamy sobie nieco inaczej.-mówi z ironicznym uśmiechem blondynka
 -Lubię takie ostre.
 -Wkurwiasz mnie, ja nie żartuję.
 -Ja też nie żartuje maleńka.-uśmiecha się jednak za chwilę ten parszywy uśmiech zamienia się w grymas bólu po siarczystym poliku od blondynki.
 -Uprzedzałam.-dodaje- Myślę ,że powinieneś sobie odpuścić wyższe od siebie i zajęte kobiety.-rzuca po czym odnajduje wzrokiem kumpele ,które bacznie przyglądały się jej poczynaniom. Nie omieszkały nie skomentować całego zdarzenia głośnym śmiechem ,a także kilkom mniej lub bardziej błyskotliwymi komentarzami. Oczywiście co wieczorne imprezy były nieodłączną częścią tejże wyprawy. Tak samo jak latanie po sklepach czy plażowanie. Do tego dochodziło flirtowanie z niemal każdym napotkanym tam facetem, choć blondynki w zasadzie nie dotyczyło.
 -Olek, coś ty taka nie w sosie? Jeszcze niedawno pierwsza rwałaś się na imprezy.-zauważa jedna z wczasowiczek
 -Przestało bawić mnie upijanie się do nieprzytomności i wyrywanie wszystkiego co się rusza.-odpiera
 -Ah, no tak, ty już usidlona. Co ta miłość robi z człowiekiem.-chichocze
 -Bardzo zabawne.-odpowiada
 -Nie bądź już taka sztywna, no z nami się nie napijesz?-przekonywała
 -Gdybym was tak nie lubiła wariatki to pewnie nie.-śmieje się po czym wznoszą toast. Potem kolejny, kolejny i kolejny. Ona w porę przerywa przyjemności mając na uwadze jutrzejsze cierpienia, jednak jej towarzyszki wcale nie zamierzały zaprzestawać. Oczywiście jej przypadł niechlubny zaszczyt odeskortowania ich ledwo pląsających nogami do pokoju i pilnowania żeby nie narobiły głupot, a ta rola zawsze przypadała wszystkim byle tylko nie jej. Właśnie wtedy dostrzegła pewne kuriozum. Dostrzegła ,że teraz role zupełnie się odwróciły. Dostrzegła to ,że żyła byle jak. Dostrzegła ,że tak naprawdę nigdy nie pasowało jej życie przy akompaniamencie licznych imprez i rozrywek. Dostrzegła jaką wewnętrzną przemianę przeszła. Dostrzegła jakim człowiekiem stała się za jego sprawą. Dostrzegła diametralną różnicę między obecną sobą, a tamtą osobą. Bo to on sprawił ,że znów zaczęła się uśmiechać. To on sprawił ,że nie miał już ochoty powybijać całej rasy męskiej. To on sprawił ,że jej skamieniałe serce odżyło. To on sprawił ,że znów potrafiła obdarzyć drugiego człowieka uczuciem. Choć dalej zdarzały jej się potknięcia, zdarzały jej się uszczypliwe uwagi czy dość częste używanie ironii to nie była już taka jak dawniej. Nie była nieczuła, nie była oziębła.
 -Pokłóciliście się, prawda?-pyta Agata gdy nazajutrz konsumujecie śniadanie, jednak ona wzrusza ramionami- Oli, to widać.
 -Aż tak?
 -Jesteś nieobecna praktycznie od momentu gdy tu przyjechałyśmy.-zauważa- Rozmawiałaś z nim?
 -Nie.-kręci głową
 -O co wam poszło?
 -W zasadzie o nic sensownego.-wzdycha
 -To czym się przejmować? Wrócisz do domu i pogadacie.
 -Jak wrócę to on będzie w Zielonej Górze, a potem wróci dopiero po Igrzyskach.
 -Nie widzę problemu? Wybierzemy się do Zielonej Góry.-śmieje się
 -Skąd niby wytrzaśniesz bilety?
 -O to się nie martw, lepiej wymyślaj jakąś przeprosinową formułkę.-chichocze- Bo on rozumiem nie wie ,że zamierzasz się tam pojawić?
 -Sądzę ,że raczej nie.
 -No to zrobisz mu niespodziankę.
 -Zobaczymy.-odpowiada po czym bierze się za konsumpcję nieprzerwanie analizując właśnie obmyślony przez przyjaciółkę plan. Wydawał jej się całkowicie przyzwoity bo nie zamierzała czekać Bóg wie ile do końca ich przygody z Igrzyskami, bo z pewnością wyrzuty sumienia zżarłyby ją od środka. Chyba pierwszy raz w życiu to ona musiała kogoś przepraszać. Chyba pierwszy raz w życiu to ona musiała zabiegać o uwagę faceta, a nie na odwrót. Chyba pierwszy raz zależało jej tak naprawdę na kimś i pierwszy raz bała się ,że przez swoje humorki może to stracić. Choć przez kolejne dni urlopu starał się o tym nie myśleć nie potrafiła. Nie było właściwie minuty by nie wracała do tego wszystkiego, by nie wracała myślami do niego. Chociaż i dziewczyny dwoiły się i troiły by tylko choć trochę poprawić jej nastrój niewiele to dało.
 -Jestem w szoku.
 -Dlaczego?-dziwi się libero
 -Nie spodziewałam się ,że jedna osoba może tak bardzo zmienić nasze życie. Po prostu zmienić je o sto osiemdziesiąt stopni.
 -Wiesz, to za sprawą takiej nieuleczalnej choroby serca.
 -Choroby?
 -Tak, nazywa się ona miłością.-odpowiada
 -To się nie dzieje..
 -A jednak, wredna feministka usidlona.-chichocze
 -Bawi cię to? Ja jestem przerażona bo bym się tego nie spodziewała.
 -Jak to się mówi, każda potwora znajdzie swojego amatora!-rzuca, po czym blondynka wybucha głośnym, niepohamowanym śmiechem. Ten dzień spędziły praktycznie we dwie bo reszta ferajny nie nadawała się tegoż dnia do jakiegokolwiek funkcjonowania i krążyła między łazienką ,a pokojem. W następnych dniach pobytu zdołały nieco przystopować z imprezowaniem, jednak zupełnie się tego nie wyzbyły. Ostatnie dni urlopu spędziły głównie na doskonaleniu swojej opalenizny, a także powiększaniu kolekcji wakacyjnych łupów z wyprzedaży. W zasadzie te dwa tygodnie minęły tak szybko ,że nawet nie zdążyły zorientować się kiedy nastał ostatni dzień ich greckich podbojów. Wieczorem powspominały wszelkie atrakcje wyjazdu, a także uczciły udany wyjazd wyjątkowo przy lampce pół wytrawnego, czerwonego wina. Nazajutrz po doszczętnym spakowaniu manatków po kilku godzinach lotu wróciły do kraju zupełnie zadowolone i opalone w kolorze mahoniu. Po szybkim wrzuceniu brudnych rzeczy do prania i przepakowaniu walizki dnia następnego wraz z Agatą udały się w kierunku Zielonej Góry gdzie miał się odbyć ostatni sprawdzian siatkarzy przed najważniejsza imprezą czterolecia jaką były Igrzyska.
 -Powiesz mi skąd wytrzasnęłaś bilety?-pyta
 -Od brata ciotecznego.
 -A on skąd je ma?
 -Od przyjaciela.-odpowiada
 -A przyjaciel..?
 -Od kumpla.
 -Dalej proszę.-śmieje się
 -A ten kumpel dostaje je od związku bo jest siatkarzem, ot cała historia.
 -Skomplikowane.-kręci głową- Który to?
 -A bo ja wiem, ważne ,że mamy bilety.-uśmiecha się
 -Chyba cieszysz się bardziej ode mnie.-zauważa
 -Pogodzicie się czym tu się stresować?
 -Tym ,że nie odzywał się bite dwa tygodnie?
 -Daj spokój, chciał cię pewnie sprawdzić.-odpowiada
 -Obyś miała rację.
Po kilku godzinach jazdy docierają wreszcie do celu. Po dobrych kilkudziesięciu minutach błądzenia po Zielonej Górze znajdują odpowiedni hotel gdzie zostawiają swoje walizki i po niespełna godzinie ruszają na halę ,która już niemal pękała w szwach od kibiców przyodzianych w barwy narodowe. Tak jak i się spodziewała, jej kochana przyjaciółka załatwiła im bilety w strefie wypełnionej różnego rodzaju vipami, wypełnionej rodzinami i różnego rodzaju ważnym osobistościami. Jej serce niesamowicie przyśpiesza rytmu gdy dostrzega zawodnika z numerem sześć na parkiecie. Na jej szczęście, wyjątkowo jej nie zauważa, a przynajmniej jej się tak wydaje. Mecz nie należał do wybitnie widowiskowych. Jedynie w pierwszym secie Irańczycy potrafili postawić się gospodarzom bo reszta przebiegała zupełnie pod ich dyktando. Tradycyjnie już siatkarze po meczu zostali zaatakowani przez liczną grupę fanów, dlatego ona spokojnie czekała aż cały ten tabun dostanie to czego chce i zniknie z pola widzenia. Po blisko pół godziny czekania i marnych ich efektów wyszła z hali i udała się na jej tyły. Cierpliwie siedziała na murku widząc powoli wychodzących z hali siatkarzy i udających się do nieopodal znajdującego się hotelu.
 -Tak, udawaj ,że mnie nie znasz, to bardzo dorosłe panie Kurek.-rzuca gdy ten wymija ją bez słowa
 -Może nie mówienie o jakichś wakacjach było dorosłe?
 -Przepraszam.-rzuca na co on przystaje i patrzy na nią zdziwiony
 -Tak, znam to słowo, dziwne nieprawdaż?-prycha- Przepraszam ,że ci nie powiedziałam. Staram się jakoś minimalizować swoje egoistyczne zachowania, ale jeszcze słabo mi to wychodzi. Przepraszam.
 -Mogłem to nagrać.
 -Czemu?-dziwi się
 -Bo 'przepraszam' pewnie z twoich ust znowu szybko nie padnie.-śmieje się
 -Nie śmieszne.-udaje obrażoną
 -O to teraz ty strzelasz focha?-pyta rozbawiony-Nie gniewaj się, złość piękności szkodzi.
 -Trudno.
 -Oj Oli, lepiej mów jak było na wakacjach i czy znalazł się jakiś odważny żeby cię zaczepić.-uśmiecha się szturchając ją w bok, jednak widząc brak reakcji z jej strony obejmuje ją i całuje w czubek głowy.-Lepiej?
 -Lepiej.-odpowiada
 -A teraz?-pyta uprzednio całując ją
 -Zdecydowanie lepiej.
 -To powiesz mi jak wakacje?
 -W porządku.-wzrusza ramionami
 -I tyle masz do powiedzenia?
 -W sumie to to.. tak.
 -Pewnie nic nie pamiętasz i dlatego milczysz.
 -Żartowniś się znalazł.-mówi po czym go wymija
 -Oli, poczekaj no!-słyszy jednak zamiast zwolnić przyśpiesza i zaczyna biec śmiejąc się przy tym do rozpuku widząc zdyszanego Kurka na daremne próbującego ją dogonić. Po kilku minutach truchtu postanowiła zwolnić myśląc ,że zostawiła niebieskookiego daleko w tyle, jednak nic bardziej mylnego. Nie zdążyła się dobrze zatrzymać ,a już wpadła z silne, męskie ramiona i poczuła smak jego ust na swoich.
 -Wariatka.
 -Czyżby słaba kondycja panie Kurek?
 -Po ponad godzinnym meczu? Skąd.-odpowiada ze śmiechem
 -Ledwo mnie dogoniłeś.-chichocze
 -Ciekawo jak ty byś biegała po meczu, jestem ciekaw.
 -Jeszcze bym cię wyprzedziła.
 -Założysz się?-pyta
 -Nie, bo przegrasz i nie chcę cię narażać na koszty.
 -Nie bądź taka pewna.
 -Brakowało mi tego.-mówi z uśmiechem blondynka
 -Czego?
 -Ciebie.-uśmiecha się zawadiacko po czym powtórnie zatapia się w ustach przyjmującego. Przez całe czternaście dni zdążyła zupełnie zatęsknić za jego bliskością, za zapachem jego perfum, za jego subtelnymi pocałunkami i bezcelowymi wieczornymi spacerami. Zdążyła zatęsknić za jego osobą.
 -To teraz będziesz mieć lepsze wakacje.
 -Jakie?
 -Kilkumiesięczne romantyczne wakacje w super upalnej Rosji.-śmieje się
 -Rzeczywiście romantycznie jest umierać z zimna przy minus trzydziestu stopniach.
 -Nie narzekaj, zawsze mogłaś grać na Syberii, a tam jest minus pięćdziesiąt.
 -Cóż za szczęście.
 -Wołałaś?
 -Czubek.-śmieje się
 -I tak mnie kochasz.-szczerzy się
 -Twoje niedoczekanie!
 -Kochasz, kochasz.-obejmuje ją ramieniem- Inaczej nie wyciągnęłabyś biletów i nie przyjechała tutaj.
 -Ty to powiedziałeś.
 -Bo tak jest.-odpowiada.
Czy było tak? To raczej pytanie retoryczne. Z każdym kolejnym dniem, każdym kolejnym spotkaniem, każdą kolejną wspólnie spędzoną minutą to uczucie jakim go darzyła pogłębiało się. Nie czuła żadnego skrępowania przy nim. Przy nim mogła być sobą. Przy nim nie musiała udawać nikogo. Przy nim czuła się bezpiecznie. Przy nim wreszcie dowiedziała się co to znaczy szczęście. Przy nim poznała prawdziwe znaczenia terminu 'miłość' jaki dotychczas nie funkcjonował w jej słowniku.
___________________________________
Takie falki z olejem, ale muszą Wam wystarczyć. Nie ma bomby, na jaką oczekujecie i dobrze ,że oczekujecie, ale cierpliwości. Chciałam tu do września skończyć, ale nie uda mi się to. Więc do połowy myślę ,że wyrobię, a raczej na pewno gdy powoli zaczynam myśleć o moim trio z mojego nowego i chyba ostatniego bloga. 
Ściskam, wingspiker.